Forum Viatoris

Gruzja 2010
cz. III

Copyright (c) 2010, 2011 by Radosław Botev

<<<<<<----- Wróć do początku relacji z podróży na Zakaukazie

Tbilisi

Marszrutka wioząca mnie z Gori zatrzymała się na północnych przedmieściach gruzińskiej stolicy. Znalazłem się w ruchliwym i gwarnym rozgardiaszu stacji autobusowej Didube, skąd odjeżdża większość autobusów i marszrutek łączących Tbilisi z większymi miastami kraju. Łatwo dostałem się stąd metrem w okolice głównego dworca kolejowego przy Vagzilis moedani. Kiedy tylko opuściłem w tym miejscu obskurne tunele tbiliskiego metra, znalazłem się w samym środku zatłoczonego bazaru miejskiego - sprzedawano tu wszystko: od warzyw i owoców po sprzęty gospodarstwa domowego i obuwie. Był to obrazek typowy dla stolic posowieckiego świata - wielki bazar w centralnym miejscu miasta tuż przy głównym węźle komunikacyjnym.
Z trudem utorowałem sobie drogę między straganami wśród bezładnej masy krzątających się Gruzinów i pomaszerowałem z plecakiem wzdłuż uliczki Chitaias qucha. Zabudowa w tej części miasta, na północ od rzeki Kury, nie jest szczególnie reprezentacyjna: stare, odrapane, miejscami walące się już budynki z zabitymi deskami otworami okiennymi nie nastrajały mnie szczególnie optymistycznie do wizyty w gruzińskiej stolicy. Jednak to właśnie w takiej dzielnicy według przewodnika LonelyPlanet miałem mieć możliwość najtańszego zakwaterowania w mieście. Rzeczywiście - wkrótce znalazłem się na podwórzu starej kamienicy, przypominającej trochę biedniejsze budynki na warszawskim Mokotowie - w jednym z mieszkań na parterze znalazłem zakwaterowanie za 10 lari w prywatnym mieszkaniu starszej Gruzinki. Mieszkanie było skromnie urządzone z ledwie kilkoma meblami w ciasnej izbie - w łazience nie było ciepłej wody, a stara, przerdzewiała kuchenka w kuchni bynajmniej nie zachęcała do eksperymentowania z gazem i zapałkami. No, ale czegóż można oczekiwać w Tbilisi za tak niską cenę?
Tavisuplebis moediani, Tbilisi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevZostawiwszy bagaże w pokoju, który dzieliłem z japońskim turystą, udałem się do centrum miasta - ku bardziej reprezentacyjnym dzielnicom Tbilisi. Metrem z łatwością dojechałem na Tavisublebis moediani (plac Wolności), zwany w czasach radzieckich placem Lenina. Dawniej na centralnym miejscu placu stał ogromny pomnik wodza Rewolucji Październikowej, który jednak obalono zaraz po upadku ZSRR. Dzisiaj honorowe miejsce w samym sercu gruzińskiej stolicy zajmuje kolumna ze złotym posągiem Świętego Jerzego, zabijającego smoka. Święty ten jest uważany za patrona Gruzji; według niektórych koncepcji angielska nazwa kraju - Georgia - pochodzi właśnie od imienia George, czyli Jerzy. Jakkolwiek by traktować ten etymologiczny wywód, nie sposób zaprzeczyć, że Święty Jerzy jest w Gruzji jednym z najbardziej czczonych postaci chrześcijańskiego panteonu - poświęcono mu wiele tutejszych kościołów, umieszczono jego wizerunek w godle państwowym, a gruziński folklor zna wiele tradycji związanych z jego kultem. Tradycje te niejednokrotnie spotykają się nawet z krytyką dominującego w kraju Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego jako zbytnio wynoszące Świętego Jerzego na piedestał.
Rozmyślając o znaczeniu postaci Świętego Jerzego w jednym z najstarszych chrześcijańskich państw, jakim jest Gruzja, przeszedłem wąskimi uliczkami na starówkę w Tbilisi.

Kościół w najstarszej części Tbilisi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevStare miasto gruzińskiej stolicy, zwane tutaj Kala, nie jest dokładnie zaznaczone - nie otaczają go mury obronne, ani też nie wznosi się ono wysoko na skale: Tbilisi wyrosło bowiem u stóp fortecy ponad doliną Kury, samo nie było zaś miastem warownym. Najstarsza część Tbilisi ma jednak swój niepowtarzalny zakaukaski charakter - wąskie uliczki wiją się między kamiennymi, często liczącymi z górą dwieście lat kamieniczkami, z których wychylają się drewniane, zdobione balkony, a małe prawosławne kościółki wznoszą ku niebu swoje wieżyczki, jak gdyby nie mieściły się w zwartej, niskiej zabudowie. Jest to architektura gruzińskiej stolicy z przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy to miasto podniosło się z gruzów po perskiej inwazji.
Historia Tbilisi sięga jednak o wiele dalej w przeszłość - miasto powstało prawdopodobnie około VI wieku naszej ery i znajdowało się początkowo pod silnym wpływem władców Persji - w pewnym okresie siedzibę miał tu nawet perski namiestnik. Tbilisi było wówczas niezwykle bogatym i ludnym miastem, czego nie zmienił nawet bizantyjski podbój w 627 roku.
Między VIII a XI wiekiem miasto znajdowało się we władaniu Arabów. Był to okres bardzo niekorzystny dla chrześcijańskich Gruzinów - byli oni zmuszeni do płacenia wysokiej daniny dla arabskiego emira. Z drugiej strony w Tbilisi kwitł wówczas handel, a miasto znajdowało się na szlaku kupieckim łączącym Europę z odległymi terenamy Azji i Afryki Północnej.
Po Arabach przyszła kolej na Turków seldżuckich, którzy wkrótce zostali jednak wyparci przez Gruzinów poza granice kraju. Nastąpił wówczas rozkwit niepodległego państwa gruzińskiego, które u szczytu potęgi - za panowania królowej Tamary na przełomie XII i XIII wieku - stało się jednym z najlepiej rozwiniętych ośrodków cywilizacyjny Azji Zachodniej. Kres rozwojowi Gruzji już w XIII wieku przyniosły najazdy mongolskie, a później tatarskie, prowadząc do całkowitego upadku Tbilisi. Przez kolejne wieki miasto miotało się między imperiami Turków i Persów, by wreszcze - na początku XIX wieku dostać się pod panowanie rosyjskie. Tbilisi stało się najpierw stolicą carskiej guberni, a później w 1921 roku - Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Od 1991 roku jest stolicą niepodległej Gruzji.
Metechi, Tbilisi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevKlucząc wąskimi uliczkami tbiliskiej starówki dotarłem w końcu nad rzekę Kurę i wzniesiony wysoko na skale kościół Metechi z wielkim pomnikiem gruzińskiego króla Wachtanga I Gorgasali - domniemanego założyciela Tbilisi. Sama świątynia powstała dopiero w XIII wieku, pierwotnie jako część kompleksu budynków rezydencji królewskiej, rozebranych na początku XX wieku. W czasie burzliwej historii Gruzji kościół był kilkakrotnie niszczony i następnie odbudowywany. Ostatnia gruntowna przebudowa miała miejsce w XVIII wieku, kiedy w pierwotnej bryle świątyni dobudowano emporę. Poza tym kościół zachował swój pierwotny, wczesnośredniowieczny charakter - wzniesiony jest z kamienia w typowo zakaukaskim stylu w zwartej bryle na planie krzyża, zwieńczony okrągłą wieżyczką z krzyżem. W podziemiach kościoła znajduje się grobowiec męczennicy Zuzanny, która zginęła w V wieku z rąk Persów, odmówiwszy im porzucenia chrześcijaństwa na rzecz wyznawanego przez nich zaratusztrianizmu.
To, co jednak najbardziej zachwyca w kościele Metechi, to jego malownicze położenie. Świątynia zlokalizowana jest wysoko ponad zakolem rzeki Kury, tuż przy krawędzi skalnego urwiska, które opada stromo kilkadziesiąt metrów aż do samego lustra wody. Szczególnie pięknie świątynia wygląda od strony nadbrzeżnego bulwaru Gorgasalis qucha, skąd rozciąga się szeroki widok na rzekę.
Meczet w Tbilisi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevPodziwiając chrześcijańskie kościoły gruzińskiej stolicy nie mogłem jednak pominąć innej ważnej religii Zakaukazia, a mianowicie islamu. Gruzja, tak jak i pozostałe kraje regionu, przez wieki znajdowała się przecież pod panowaniem Arabów, Persów i Turków. O dziwo w Tbilisi działa dziś tylko jeden meczet - pięknie zdobiona muzułmańska świątynia przy Botanikuris qucha. Powodem tego stanu rzeczy były antyreligijne działania Ławrientija Berii w okresie stalinowskim. Jak na ironię doprowadziły one z czasem do niezwykłej w świecie muzułmańskim tolerancji religijnej: dziś w jedynym meczecie gruzińskiej stolicy modlą się obok siebie zarówno szyici, jak i sunnici.
Islam zawitał do Gruzji już w połowie VII wieku, jednak dopiero blisko sto lat później powstał za sprawą arabskiego kalifa Umara powstał w Tbilisi muzułmański emirat. Tbilisi wyrosło wówczas na potężne miasto handlowe, drugie co do wielkości w całym regionie Kaukazu (po dagestańskim Derbencie). Dopiero zniszczenie Bagdadu w 813 roku w bratobójczych walkach Abbasydów doprowadziło do osłabienia arabskich wpływów w Gruzji i stopniowego jednoczenia Gruzinów przeciw władzy muzułmanów. Jednak dopiero w 1122 roku gruzińska armia zdołała tryumfalnie wkroczyć do Tbilisi i zakończyć kilkusetletnią dominację Arabów.
Dziś muzułmanie stanowią w Gruzji około dziesięcioprocentową mniejszość religijną.
Budynek parlamentu w Tbilisi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevPrzy reprezentacyjnej ulicy Tbilisi - Rustavelis gamziri - natrafiłem na budynek Parlamentu Gruzji z monumentalną kolumnadą. Budynek ten powstał jeszcze za czasów Związku Radzieckiego w latach 50. ubiegłego stulecia. Wzniesiono go z powszechnych w tym kraju skał piaskowca - kolumnada przy frontowym wejściu stanowi typowy przykład socrealizmu, tak charakterystycznego dla radzieckiej architektury.
Dla mnie wizyta w tym miejscu była jednak interesująca ze zgoła innego powodu. Oto stanąłem bowiem w miejscu, w którym niespełna dwa lata wcześniej, 5 sierpnia 2008 roku, zgromadziły się tłumy Gruzinów, żeby posłuchać płomiennego przemówienia polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który przy udziale kilku innych przywódców Europy Środkowo-Wschodniej poparł Gruzję w walce przeciw Rosji. Jakkolwiek by oceniać polityczny kontekst przemówienia, miejsce to od tamtej pory wiąże się w pewien sposób z polską historią najnowszą i tak też o nim myślałem spacerując wzdłuż Rustavelis gamziri. Nasunęło mi się jednak wówczas pewne spostrzeżenie - otóż oglądając relację telewizyjną z przemówienia Kaczyńskiego (wciąż nietrudno ją znaleźć w światowej sieci internetowej) odnosiłem wrażenie, jakoby prezydent przemawiał do nieprzeliczonych tłumów Gruzinów, skupionych na olbrzymim placu. Tymczasem przed budynkiem gruzińskiego parlamentu nie ma wcale aż tak wiele miejsca. Budynek stoi kilkanaście metrów od szerokiej na kolejne kilkanaście metrów jezdni, za którą jest już tylko wąski chodnik. W sierpniu 2008 roku nie mogły się więc tu zgromadzić aż takie tłumy, jakie zdawało mi się, że widziałem w telewizji. Czyżby wiec przed parlamentem celowo filmowano w sposób tendencyjny?

Gruzińska Droga Wojenna i Wysoki Kaukaz

Kolejnego, przedostatniego już dnia mojej wizyty na Zakaukaziu, postanowiłem udać się w wysokie góry Kaukazu. W tym celu należało ruszyć na północ od Tbilisi w kierunku miejscowości Kazbegi, znanej też jako Kazbek, przy samej granicy z Rosją. Z wiecznego chaosu stanowiska marszrutek na północnych przedmieściach gruzińskiej stolicy wyłowiłem pojazd z napisem "Władykaukaz" za przednią szybą. Była to nazwa rosyjskiego miasteczka zaraz po przeciwnej stronie Kaukazu, stąd wiedziałem, że pojazd zmierzał we właściwą stronę.
Z Tbilisi wiedzie w poprzek Kaukazu tak zwana Gruzińska Droga Wojenna - prastary, znany już w starożytności szlak łączący regiony Północnego i Południowego Kaukazu. Swoją obecną nazwę zawdzięcza znaczeniu militarnemu szlaku w czasie dziewiętnastowiecznych wojen Rosji z zamieszkującymi góry Kaukazu Czeczenami i Dagestańczykami.
Chociaż szlak formalnie zaczyna się w samym Tbilisi, jego najbardziej spektakularny odcinek ciągnie się dopiero w samym Kaukazie po minięciu malowniczych, turkusowych wód sztucznego Zbiornika Żinwalskiego na rzece Aragwi. Tuż przy samej szosie wznosi się w tym miejscu zabytkowa, XVI-wieczna twierdza Ananuri, której jednak z braku czasu tym razem nie było mi dane odwiedzić. Odtąd droga pnie się już wysoko pod górę, wynosząc spieszące nią samochody krętymi serpentynami na ponad dwa tysiące metrów ponad poziom morza. Widoki na tej trasie prawdziwie zapierają dech w piersiach - głębokie doliny rzek Aragwi i Tergi kontrastują z niebosiężnymi, nagimi szczytami Kaukazu, tworząc jeden z piękniejszych krajobrazów całego regionu. Wrażenia nie mogła popsuć mi nawet nie najlepsza tego dnia pogoda - chociaż przez całą podróż po Zakaukaziu towarzyszyło mi często niemiłosiernie palące słońce, tutaj, wysoko w górach, lał miejscami rzęsisty deszcz, a szarawe kłęby chmur snuły się nisko po górskich halach.
Kazbegi (Kazbek) i góry Kaukazu, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevPo drodze marszrutka zbaczała kilka razy z głównej szosy, odwiedzając maleńkie gruzińskie wioski Kaukazu - wszystkie, bez wyjątku wyglądały tak samo - domy wzniesione z kamienia i wąskie, brukowane uliczki. W końcu dotarliśmy do nieco większego miasteczka Kazbegi. Tutaj, przynajmniej w centrum stały już nieco lepsze budynki, wniesione z cegły, a i doprowadzono tu elektryczność. W jednym z zapyziałych sklepów przy głównym placu można było nawet skorzystać z Internetu. Właśnie w tym miasteczku nastąpił kres mojej podróży Gruzińską Drogą Wojenną - kilka kilometrów dalej na północ znajduje się już Czertow Most - przejście graniczne z Rosją, niestety zamknięte dla osób nielegitymujących się paszportem któregoś z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.
Mnie jednak spieszno było w wysokie góry. Pogoda chwilowo się poprawiła, toteż oddychając rześkim wysokogórskim powietrzem pomaszerowałem od razu wskazaną mi ścieżką w kierunku widocznego wysoko na 2200 metrach nad poziomem morza XIV-wiecznego gruzińskiego kościoła Cminda Sameba, z którego rozciąga się ponoć przepiękna panorama pięciotysięcznika Kazbek. Nie zdołałem tam jednak dotrzeć - mniej więcej w połowie drogi dopadł mnie znowu rzęsisty deszcz. Zdołałem zrobić tylko takie, widoczne obok zdjęcie miasteczka Kazbegi na tle gór. Później, przemoczony zszedłem już tylko na dół i złapałem marszrutkę powrotną do Tbilisi. Nie byłem przygotowany na wizytę w zimnym i deszczowym tego dnia Kaukazie, jednak z powodu spektakularnych widoków na Gruzińskiej Drodzie Wojennej wycieczkę uważam za udaną.

Powrót do domu

Ostatniego dnia mojej podróży po Zakaukaziu wcześnie rano wymknąłem się cichcem z mieszkania starej Gruzinki. Musiałem zdążyć na poranny samolot do Rygi, toteż udałem się ciemnymi i pustymi jeszcze ulicami Tbilisi do dworca kolejowego, skąd według mojej wiedzy powinny kursować pociągi na lotnisko. Ku mojemu przerażeniu zastałem dworzec z wygaszonymi światłami i zamknięty na cztery spusty. Godziny otwarcia od siódmej rano. W kieszeni miałem tylko równowartość 5 euro - za mało, żeby zapłacić za taksówkę. Zacząłem więc nerwowo kręcić się z plecakiem w okolicach opustoszałego dworca, starając się nie zwracać uwagi na zaczepki wylegujących się obok bezdomnych Gruzinów.
W końcu zapukałem z całych do jedynych oświetlonych drzwi na dworcu zwracając uwagę dwóch umundurowanych strażników.
- Pojezd do aeroporta? Tam! - strażnik wskazał mi nieoświetlony i nieoznakowany wagon, który właśnie podstawiał się na peron, na który - jak się okazało - można było wejść nie przechodząc wcale przez budynek dworca.
- Bilet? A ile osób? Tylko ty? - zdziwił się konduktor, którego zastałem przy wagonie. - To wsiadaj.
Tak oto dotarłem na lotnisko. Kiedy chciałem zapłacić za bilet, konduktor machnął ręką, że nie trzeba. Wkrótce siedziałem już wygodnie na pokładzie samolotu AirBaltic do Rygi.

Koniec

Forum Viatoris - strona główna

O nas

 

Grafika w tle (godło Gruzji) to zmodyfikowana grafika z VectorImages.