Forum Viatoris

Gruzja 2010
cz. II

Copyright (c) 2010, 2011 by Radosław Botev

<<<<<<----- Wróć do początku relacji z podróży na Zakaukazie

Bordżomi

Źródło Katarzyny, park wody mineralnej Borżomi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevMarszrutka powrotna z Wardzii podjechała pod mój pensjonat zaskakująco punktualnie. Szary, mający już swoje lata busik zawiózł mnie po wyboistych gruzińskich drogach do Achalciche, gdzie uczynny kierowca wskazał mi drugą marszrutkę, jadącą dalej do Bordżomi.
Malowniczo położone wśród porośniętych lasami gór Małego Kaukazu miasteczko Bordżomi, znane także w pisowni Borżomi lub Borjomi, słynie przede wszystkim ze źródła artezyjskiego, z którego pochodzi znana na całym świecie woda mineralna o tej samej nazwie (obecnie eksportowana do prawie 30 krajów). Tutejsze uzdrowisko istniało jeszcze w carskiej Rosji, bardzo znane było też za czasów Związku Radzieckiego.
Zatrzymałem się tu w prywatnym pensjonacie rodziny Zulmatashvili. Był to wielki dom, urządzony w bardzo staroświeckim stylu z drewnianymi, rzeźbionymi poręczami przy schodach i mnóstwem zabytkowych rupieci. Niełatwo było tu trafić - długo kluczyłem między willowymi ogródkami w starej dzielnicy miasteczka, aż wreszcie drogę wskazał mi jeden z miejscowych dzieciaków, o dziwo dość dobrze mówiący po angielsku.
Sam park wody mineralnej ze słynnym Źródłem Katarzyny (nazwanym tak od imienia córki generała Jewgienija Gołowina - carskiego namiestnika na Zakaukaziu), w zasadzie nie przedstawia sobą nieczego ciekawego - oprócz przykrytego zadaszeniem "źródełka", z którego po odkręceniu kranu można za darmo nalać sobie słynnej, słonawej w smaku wody mineralnej, oraz małego budyneczku pałacowego, prawdopodobnie służącego dawniej co możniejszym i znamienitszym kuracjuszom za hotel - nie ma tu nic godnego uwagi.
Park w Bordżomi, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevZa kompleksem uzdrowiska ze źródłem wody mineralnej Borżomi ciągnie się rozległy obszar leśno-parkowy. Szeroka ścieżka początkowo mija zlokalizowane wśród drzew liczne place zabaw dla dzieci, by po chwili zagłębić się w gęstszym i spokojniejszym lesie. Szlak prowadzi tędy po łagodnym wzniesieniu kilka kilometrów dalej w górę wartkiego strumienia. Na trasie tej udało mi się zrobić takie oto, widoczne obok ładne zdjęcie wody płynącej wśród kamieni.
Po kilkudziesięciu minutach marszu szlak doprowadził mnie do rozległej polany, na której wybudowano dwa betonowe baseny, pełne teraz kąpiących się dzieciaków. Sama polana roiła się natomiast od Gruzinów i Gruzinek tłumnie zażywających kąpieli słonecznych. To właśnie tu, w Bordżomi, po raz pierwszy dotarło do mnie, jak bardzo europejska mimo wszystko jest Gruzja. Teraz uświadomiłem sobie, że słowa witającego mnie w Europie celnika z Ninocmindy wcale nie były kpiną czy wyrazem przesadnych - jak wówczas sądziłem - aspiracji gruzińskiego narodu. Przynajmniej w ważniejszych ośrodkach miejskich, takich jak Bordżomi czy Tbilisi, w ogóle nie miałem wrażenia przebywania daleko od domu. Obrazki takie jak te z placów zabaw, zatłoczonej łąki w lesie czy samych ulic Bordżomi mógłbym równie dobrze oglądać w wielu innych, co biedniejszych krajach Europy. Uderzyła mnie też myśl, że przecież krajem tym ledwie kilka lat wcześniej wstrząsnął zbrojny konflikt z Rosją - jakże bardzo kontrastowała to z dzisiejszym spokojem i sielanką ulic i parków Bordżomi. Od tamtej pory życie w Gruzji całkowicie wróciło już do normy.
Bordżomsko-Charagaulski Park Narodowy, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevW pobliżu Bordżomi, wśród lesistych gór pasma Mały Kaukaz, leży Bordżomsko-Charagaulski Park Narodowy. Park obejmuje z górą 800 kilometrów kwadratowych lasów i górskich łąk, a tutejsze szczyty osiągają wysokość ponad 2500 metrów nad poziomem morza. Wstęp do parku jest bezpłatny, ale aby dotrzeć do wejścia, musiałem przejść z Bordżomi kilka kilometrów w górę rzeki Kura. Centrum informacji parku narodowego, gdzie według przewodnika LonelyPlanet należało zgłosić się po darmowy bilet wstępu, okazało się zamknięte, jednak oznakowany leśny szlak stał otworem. Po kilkunastominutowym podejściu po zboczu, na którym w kilku miejscach umieszczono ułatwiające marsz drewniane stopnie i barierki, szlak skończył się przy rozwidleniu, a przynajmniej ja nie zdołałem już nigdzie więcej wypatrzeć czerwonych oznakowań na drzewach. Tak oto zmuszony byłem włóczyć się po lesie po dobrze utrzymanych, szerokich, choć zupełnie nieoznakowanych ścieżkach. Musiałem zatem stwierdzić, że park nie jest jeszcze zbyt dobrze przygotowany do zwiedzania przez turystów, skutkiem czego nie udało mi się dotrzeć do takich atrakcji parku jak odkryte, wysokogórskie łąki, z których mógłbym podziwiać okolicę. Skończyło się na całodziennej wędrówce wśród wprawdzie ładnego, ale jednak monotonnego lasu iglastego. Do Bordżomi wróciłem zaś skacząc przez płot i przechodząc przez czyjeś podwórko, ponieważ właśnie przed czyjąś posesją skończyła się wybrana przeze mnie ścieżka.
W Bordżomi udałem się na posiłek do miejscowej restauracji Taverna Nia, zlokalizowanej w starym, XIX-wiecznym budynku z drewnianą werandą. Gruziński szaszłyk smakował tu wyjątkowo wybornie i dodał mi sił przed dalszym etapem podróży po Zakaukaziu kolejnego dnia.

Gori

Gori, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevZ Bordżomi do Gori dostałem się marszrutką, jadącą dalej na wschód do Tbilisi. Szosa przebiegała w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów od granic separatystycznej republiki Osetii Południowej. Kraj ten, de facto niepodległy od rządu Gruzji, uznawany jest jedynie przez garstkę państw na świecie i pozostaje pod silnym wpływem graniczącej z nim przez góry Kaukazu Federacji Rosyjskiej. Próba siłowego rozwiązania sporu dotyczącego przynależności terytorialnej Osetii Południowej przez gruzińskiego prezydenta Michaiła Saakaszwilego w 2008 roku zakończyła się interwencją rosyjską w Gruzji. Wspierający Osetyjczyków Rosjanie zajęli wtedy niektóre z miast gruzińskich, między innymi Gori, do którego zmierzałem. Dziś Osetia Południowa w zasadzie zamknięta jest dla turystów i gdybym pojechał dalej na północ w kierunku osetyjskiej stolicy Cchinwali, zostałbym najprawdopodobniej zatrzymany przez gruzińskie i rosyjskie patrole graniczne.
Ja jednak jechałem dalej na wschód wzdłuż doliny Kury aż do Gori, gdzie już na przedmieściach rzuciły mi się w oczy potężne mury fortecy z powiewającą gruzińską flagą na maszcie. Chociaż forteca istniała tu już w starożytności, a w 65 roku przed naszą erą była prawdopodobnie oblegana przez rzymskie Pompeje, większość zachowanych murów pochodzi ze średniowiecza i XVIII wieku. Poza murami i niewielką basztą z fortecy nic już nie zostało, roztacza się stąd jednak wspaniały widok na Gori i dolinę Kury, leniwie płynącej tu wśród niskich wzgórz.
U stóp fortecy znalazłem zakwaterowanie w bardzo prymitywnym, wręcz spartańskim domostwie w biednej, zaniedbanej uliczce. Właściciel wskazał mi miejsce w ciasnej izbie na łóżku z sięgającą niemal pod sufit stertą pościeli. Za łazienkę służyła mi komórka na drugim końcu podwórza, do której wodę doprowadzono prowizorycznie zamontowanymi pordzewiałymi rurami. W kącie mojej izby zauważyłem świeczki i obrazy prawosławnych świętych. Sądziłem, że wstawiono je tam tylko do ozdoby, jednak wieczorem zjawiła się w mojej izbie starsza kobiecina z rodziny właścicieli i nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi zaczęła odmawiać prawosławną modlitwę, po czym jak gdyby nigdy nic bez słowa wyszła na zewnątrz.

Stalin wiecznie żywy

Pomnik Józefa Stalina w Gori, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevGori słynie przede wszystkim jako miasto narodzin Józefa Stalina, który przyszedł na świat w gruzińskiej rodzinie jako Josif Dżugaszwili. Dla tutejszych Gruzinów nie jest to wcale rzecz wstydliwa - wręcz przeciwnie, spacerując ulicami Gori miałem wrażenie, że jest to dla nich nawet powód do dumy. Do niedawna na głównym placu miasta, na honorowym miejscu przed ratuszem stał wielki pomnik Stalina - po śmierci radzieckiego dyktatora próbowano go usunąć aż dwurotnie, ostatnio w 1988 roku, ale zawsze udaremniały to protesty mieszkańców. Wreszcie udało się to zrobić przy asyście policji w 2010 roku na miesiąc przed moim przyjazdem do Gori. Pomnik stanie teraz na placu przed muzeum Stalina. W pobliżu natknąłem się zresztą na jeszcze jeden, mniejszy pomnik dyktatora.
Samo Muzeum Józefa Stalina w Gori posiada w swoich zbiorach przedmioty, które należały niegdyś do dyktatora, w tym jego rzeczy osobiste i meble biurowe. W kilku salach przedstawiono poszczególne etapy życiorysu Stalina, od dzieciństwa w Gori przez działalność rewolucyjną w Tbilisi i Batumi pod koniec XIX wieku aż po dojście do władzy i konferencję Jałtajską. Ekspozycje muzealne są jednak ułożone w sposób niezwykle wybiórczy, przedstawiający Stalina niemal jako bohatera narodowego i wielkiego przywódcę bez odniesienia do zbrodni okresu stalinizmu. W jednej z sal znajduje się, otoczona niemal religijną czcią, maska pośmiertna Stalina.
Całe muzeum mieści się w rozległym pałacu, wzniesionym w 1951 roku w stylu klasycystycznym okresu stalinizmu. Początkowo oficjalnie miało się tu mieścić muzeum historyczne, jasną intencją autorów tej idei było jednak postawienie pomnika Stalinowi. Po upadku Związku Radzieckiego muzeum było przez pewien czas zamknięte, jednak obecnie otwarto je ponownie i cieszy się ono dużym zainteresowaniem przybywających tu turystów.
Dom rodzinny Józefa Stalina, Gori (c) 2010 by Radosław BotevNa dziedzińcu przed pałacem, oprócz pomnika, stoi także zachowany dom rodzinny Józefa Stalina. W tym zbudowanym z cegły, dwuizbowym domu dyktator urodził się i spędził pierwsze lata życia. Ojciec Stalina, Wissarion Dżugaszwili, miał w jednej z izb zakład szewski. Dzisiaj dom stoi pod wspartym na kolumnach dachem, najwyraźniej mającym częściowo chronić go przed szkodliwym działaniem warunków atmosferycznych. We wnętrzu ustawiono proste meble i przedmioty z epoki. Dom rodziny Dżugaszwili jest jednym z niewielu zachowanych do dziś zabytków XIX-wiecznej architektury Gori. Miasto zostało bowiem gruntownie zniszczone w potężnym trzęsieniu ziemi w 1920 roku, a następnie odbudowane na nowym planie z szerokimi ulicami i rozległymi placami, z których wiele nosi dziś imię Stalina.
W pobliżu muzeum stoi jeszcze wagon pociągu, w którym swego czasu podróżował Józef Stalin (w pociągu tym przybył on na przykład na słynną i brzemienną w skutkach konferencję w Jałcie w 1945 roku). Wagon jest najwyraźniej kuloodporny i posiada eleganckie wnętrze. W wagonie zainstalowano nawet wannę i prymitywny system klimatyzacyjny.
Zwiedziwszy muzeum radzieckiego dyktatora i wypocząwszy nieco w cieniu drzew w parku z fontannami naprzeciw domu rodzinnego Dżugaszwilich, udałem się na zasłużony posiłek w pobliskiej restauracji przy hotelu Intourist. Jest to przyjemny, zwykle niezatłoczony lokal serwujący gruzińską kuchnię.

Upliscyche

W odległości kilkunastu kilomterów od Gori leży kolejne skalne miasto, jakie miałem zamiar odwiedzić w czasie mojej podróży po Zakaukaziu - Upliscyche. Aby tam dotrzeć, musiałem wynająć miejscową taksówkę. Nie było to trudnie - kiedy tylko pojawiłem się z plecakiem wśród bezładnego rozgardiaszu stanowiska taksówek i marszrutek w Gori, zaczepił mnie jakiś kierowca i zaczął z trudem sylabizować po angielsku pytanie, czy może zechcę pojechać do Upliscyche. Taksiarz odczytywał pytanie z kartki - zauważyłem, że miał je tam zapisane fonetycznie pełnym zawijasów gruzińskim alfabetem. Skutek tego był taki, że wolałem, aby Gruzin zwracał się do mnie po rosyjsku.
- Ty iz Polszy? - upewnił się po krótkiej rozmowie ze mną. - Kaczyńskij - charoszyj priezidient! - nie omieszkał wyrazić swojej pochlebnej opinii o zmarłym prezydencie naszego kraju, swego czasu bardzo zaangażowanym w kwestię sporu gruzińsko-rosyjskiego.
Pytał jeszcze, czy moim zdaniem Kaczyńskiego zabili w Smoleńsku Rosjanie.
Upliscyche, Gruzja (c) 2010 by Radosław BotevDo Upliscyche dotarliśmy w ciągu kilkunastu minut wąską szosą, wśród gruzińskich wiosek i pól uprawnych w rozległej dolinie Kury. Umówiłem się z kierowcą, że będzie przez godzinę czekał na mnie przy wejściu do kompleksu archeologicznego.
Skalne miasto w Upliscyche - w odróżnieniu od Wardzii - zamieszkane było już od Epoki Brązu, co czyni je jedną z pierwszych stałych osad ludzkich na Zakaukaziu. Kiedy tu dotarłem, zrozumiałem, co przyciągnęło tu mieszkańców prehistorycznej, a później i starożytnej Kartlii - osada znajdowała się w strategicznym miejscu, na skalistym brzegu Kury, tuż przy płytkim brodzie. Położenie to z jednej strony stwarzało dogodne warunki do obrony miasta, z drugiej umożliwiało łatwy dostęp do żyznych ziem uprawnych na przeciwległym brzegu rzeki. Z tego też powodu jeszcze w średniowieczu tutejsze jaskinie tętniły życiem - kres istnieniu miasta położyły dopiero mongolskie najazdy w XIII stuleciu.
Interesującą cechą Upliscyche jest współistnienie pozostałości pogańskich przedchrześcijańskich świątyń, poświęconych miejscowej bogini słońca, oraz świątyń chrześcijańskich - na przestrzeni wieków istnienia miasta obie religie ścierały się tu ze sobą. Spacerując dzisiaj labiryntem dziwnych tworów skalnych, rzeźbionych przez lata siłami przyrody i ludzką ręką, nie sposób nie dostrzec, że walkę tę ostatecznie wygrało chrześcijaństwo - na szczycie odsłoniętego kompleksu wykopalisk stoi bowiem, wyraźnie odcinający się od prymitywnych starożytnych jaskiń murowany chrześcijański kościółek z X wieku, tłumnie oblegany przez wiernych i turystów.
Chociaż skalne miasto w Upliscyche jest ledwie namiastką Wardzii, to jednak znacznie bardziej niż ta ostatnia oddziaływało na moją wyobraźnię - z powodu charakterystycznego układu krajobrazu znacznie łatwiej mogłem wyobrazić sobie, jak miasto to wyglądało w dawnych wiekach: którędy pędzili bydło, znosili zbiory z pól, czy też ruszali do boju jego mieszkańcy...
W pobliżu wykopalisk działa niewielkie muzeum archeologiczne, którego jednak z braku czasu nie zdołałem już odwiedzić. W drodze powrotnej do Gori kierowca zaproponował jeszcze wizytę w sąsiedniej wiosce, w której miał znajdować się jakiś zabytkowy klasztor, mnie jednak spieszno było już w dalszą drogę - do gruzińskiej stolicy Tbilisi.

Przejdź do dalszej części relacji z podróży na Zakaukazie ->>>>>>>>>

Forum Viatoris - strona główna

O nas

 

Grafika w tle (godło Gruzji) to zmodyfikowana grafika z VectorImages.