Forum Viatoris

Armenia 2010
cz. II

Copyright (c) 2010, 2011 by Radosław Botev

<<<<<<----- Wróć do początku relacji z podróży na Zakaukazie

Głosowanie w konsulacie

Drugi dzień podróży po Armenii rozpocząłem nietypowo - od udziału w głosowaniu w Konsulacie Rzeczypospolitej Polskiej w Erywaniu. Był to bowiem dzień drugiej tury przyspieszonych wyborów prezydenckich 4 lipca 2010 roku. Do konsulatu przy zacisznej, obsadzonej drzewami alei dotarłem wcześnie rano. Za wysokim, żelaznym ogrodzeniem, strzeżonym przez kilku mundurowych dopiero po chwili dostrzegłem luźno zwisającą z masztu biało-czerwoną flagę - znak, że dotarłem na miejsce. Ostrożnie zbliżyłem się do budki ormiańskich strażników - ci jednak zajęci byli żywą rozmową w swoim ojczystym języku i zdawali się nie zwracać na mnie najmniejszej uwagi, nawet gdy przez dłuższą chwilę siłowałem się z zamkiem potężnej, żelaznej bramy.
- Dzień dobry, pan na głosowanie? - usłyszałem nagle po polsku.
Za bramą zjawił się mężczyzna w średnim wieku, najwyraźniej Polak.
- Tamten pan miał wpuszczać, ale zajął się podlewaniem - wskazał na Armeńczyka w głębi ogródka za bramą. - Zapraszam do środka.
Po chwili wspinałem się już po schodach starej kamienicy, w której mieści się polski konsulat w Erywaniu. Głosowanie przebiegło sprawnie - okazałem załatwione w Polsce zaświadczenie o prawie do głosowania, wydano mi kartę z nazwiskami dwóch kandydatów z drugiej tury wyborów, i już wkrótce, spełniwszy swój obywatelski obowiązek, mogłem pomyśleć o dalszym zwiedzaniu Armenii.

Starożytna świątynia w Garni

Głównym, a zarazem najtańszym chyba środkiem publicznego transportu na dłuższe dystanse w Armenii są marszrutki, czyli tutejsze taksówki zbiorowe. Tego dnia wybierałem się do Garni - miejscowości oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Erywania. A marszrutki do Garni odjeżdżają z przystanku daleko na wschodnich przedmieściach armeńskiej stolicy. Chociaż więc konsulat opuściłem wcześnie rano, dopiero około jedenastej stanąłem na zalanej upalnym słońcem, ruchliwej Gui Poghota. Marszrutki - najczęciej małe busiki lub większe autobusy, nieco przypominające popularne u nas w latach sześćdziesiątych "ogórki" - jedna za drugą podstawiały się i zabierały pasażerów, za przednią szybą żadnej z nich nie dostrzegłem jednak ormiańskich "zawijasów" oznaczających moją destynację. Język ormiański posługuje się charakterystycznym, właściwym dla siebie alfabetem, stworzonym w V wieku n.e. przez mnicha Mesropa Masztoca na potrzeby przekładu Biblii.
Wreszcie zagadnięta przeze mnie starsza Armenka wskazała mi mały, zakurzony placyk w bocznej uliczce naprzeciw salonu Mercedesa. Stojąca tam szara marszrutka zbierała właśnie ostatnich pasażerów zmierzających do Garni. Tak oto w ostatniej chwili przed odjazdem usadowiłem się w obskurnym fotelu z tyłu armeńskiego "ogórka".
Świątynia w Garni, Armenia (c) 2010 by Radosław BotevNieklimatyzowany, rozklekotany autobus wypełniony był dusznym, zatęchłym powietrzem. Przez uchylone okno do środka dostawał się drażniący nozdrza przydrożny kurz. Z wolna mijaliśmy małe, zapomniane wioski, pełne sadów i winnic, porozrzucane wśród wypalonych zakaukaskim słońcem wzgórz Wyżyny Armeńskiej. W jednej z takich wiosek kierowca wysadził mnie wśród niskich jednorodzinnych domów.
- Garni, chram - wskazał mi właściwą drogę do świątyni.
Hellenistyczna świątynia w Garni powstała w początkach naszej ery w burzliwym okresie wojen Rzymu i Królestwa Partów, których wpływy ścierały się na Zakaukaziu. Poświęcona była bogu słońca Heliosowi. Po wprowadzeniu w Armenii chrześcijaństwa stała się letnią rezydencją miejscowych rodów królewskich, aż do jej złupienia w 1386 roku przez Timura Chromego - turkijsko-mongolskiego zdobywcy Azji Środkowej, Persji i Zakaukazia. Budynek świątyni stał jeszcze do trzęsienia ziemi w 1679 roku, obecnie zaś przybywający tu turyści podziwiać mogą radziecką rekonstrukcję z lat '70 ubiegłego stulecia. Chociaż świątynia posiada typową grecko-rzymską architekturę z szeregiem jońskich kolumn wspierających spadzisty dach, od podobnych przybytków w Europie czy Azji Mniejszej odróżnia ją wyraźnie rzucający się w oczy ciemny odcień kamieni - świątynię zamiast z marmuru wzniesiono bowiem z powszechnie występującego tu bazaltu.
Rzeka Azat w Garni (c) 2010 by Radosław BotevNa terenie kompleksu świątynnego znajdują się jeszcze ruiny rzymskich term z kilkoma zachowanymi mozaikami, moją uwagę przyciągnął jednak wspaniały widok, jaki roztacza się stąd na rzekę Azat, przedzierającą się wąwozem Awan przez zwietrzałe magmowe skały Gór Gegamskich. Był to niewątpliwie jeden z najbardziej zapadających w pamięć widoków, jakie udało mi się odnaleźć w Armenii: wartki nurt Azatu wyżłobił tu bowiem głęboką dolinę między pokrytymi skąpą zielenią wzgórzami, co w połączeniu z ostrym, uwydatniającym każdy szczegół zakaukaskim słońcem sprawiało, że krajobraz okolic Garni zaliczam do najpiękniejszych w czasie całej wyprawy.
Było jeszcze wcześnie, zapragnąłem więc pospacerować trochę po przyjemnym miasteczku Garni, pełnym skromnych domostw z rozłożystymi, wiecznie zielonymi drzewami w obejściach, dającymi schronienie przed upałem. W czasie takiej przechadzki natknąłem się na podniszczony drogowskaz, kierujący do Rezerwatu przyrody Chosrow. Zaintrygowany zszedłem w dół wąwozu, a następnie wspiąłem się kamienistą ścieżką wśród pożółkłych źdźbeł trawy na rozgrzaną w południowym upale, opustoszałą przełęcz. Podejście nie było zbyt strome, jednak w miejscu osłoniętym od wiatru przez łagodne wiechrzołki wzgórz słońce piekło tak niemiłosiernie, że kiedy po dziesięciu, może piętnastu minutach marszu dobrnąłem wreszcie do oazy zieleni wokół prowizorycznego miejsca na obozowisko, byłem już u kresu sił. Z ulgą zaczerpnąłem wody doprowadzonej nie wiadomo skąd do zardzewiałego kranu w krzakach. Że niby ameba? W tej chwili myślałem tylko o chłodnym orzeźwieniu i odpoczynku w cieniu rozłożystych drzew. Szybko jednak odzyskałem siły i skierowałem się ku widocznym nieco dalej zabudowaniom.

Rezerwat przyrody Chosrow i klasztor Hawuc Tar

Rezerwat przyrody Chosrow, Armenia (c) 2010 by Radosław BotevBudynek centrum informacji rezerwatu przyrody Chosrow to zadbana willa z małym ogródkiem, stojąca na zupełnym pustkowiu. Tablice informacyjne wyraźnie ostrzegały, że wstęp do rezerwatu możliwy jest tylko po uzyskaniu tu stosownego zezwolenia, toteż od razu skierowałem się do chłodnego, klimatyzowanego wnętrza budynku. Minęło sporo czasu, zanim łamaną ruszczyzną udało mi się wyjaśnić dwóm młodym strażnikom, że chciałbym wybrać się na małą wycieczkę. Okazało się, że zdobycie zezwolenia jest po prostu niemożliwe - strażnicy mówili coś o jadowitych wężach i drapieżnych kotach, mających zamieszkiwać rezerwat - na poparcie swoich słów wskazywali na liczne kolorowe zdjęcia tych zwierząt na ścianach. Zaproponowałem więc, aby w czasie wędrówki towarzyszył mi jeden ze strażników - i tak oto wyruszyłem na szlak z portfelem chudszym o 5000 dramów, za to w towarzystwie przewodnika, który teoretycznie miał mi dać ochronę przed drapieżnikami. Strażnik nie nosił jednak broni, więc zastanawiałem się, jak poradziłby sobie w walce gołymi rękami z dzikim kotem. Przypuszczam, że ryzyko takiego zagrożenia jest po prostu znikome i równie dobrze można by zezwolić na swobodny dostęp do rezerwatu. Tylko po co, skoro można zainkasować kilka tysięcy dramów za poprowadzenie turysty doskonale widocznym szlakiem?
A szlak prowadził wśród widnego gaju odpornych na suszę jałowców i sosen. Mój przewodnik przezornie zabrał ze sobą butelkę wody - chociaż marsz do pobliskiego klasztoru trwał może z pół godziny - pragnienie mocno dawało mi się we znaki.
Klasztor Hawuc Tar, Armenia (c) 2010 by Radosław BotevChociaż wczesnośredniowieczny klasztor Hawuc Tar (Havuts Tar) i wzniesiony tuż obok ormiański kościółek Amenaprkicz popadły w ruinę za sprawą katastrofalnego trzęsienia ziemi w 1679 roku (tego samego, które zniszczyło świątynię w Garni), pozostałości ich czerwono-brązowych murów - jak widać na moim zdjęciu - wciąż znakomicie prezentują się na tle błękitnego nieba. Swoją ciekawą barwę kompleks klasztoru zawdzięcza budulcowi - wzniesiono go z powszechnego w tym rejonie palonego tufu wulkanicznego. Ściany klasztoru pokryte są licznymi inskrypcjami z mniej lub bardziej odległej przeszłości.
Osobliwością ormiańskiej architektury sakralnej są tzw. chaczkary - kamienne płyty wotywne z charakterystycznymi zdobionymi krzyżami. Jeden taki chaczkar widoczny jest na zdjęciu obok - inne porozrzucane są po całym kompleksie klasztornym, a nawet wzdłuż szlaku, którym szedłem z centrum informacji. Chaczkary upamiętniają często ważne wydarzenia, takie jak zwycięstwa wojskowe, czy wzniesienie klasztoru. Na jednym z nich strażnik pokazał mi nawet postać Grzegorza Oświeciciela - patrona Armenii.
Z klasztoru rozciąga się malowniczy widok na położone po drugiej stronie wąwozu, tonące w zieleni miasteczko Garni. W galerii ponieżej przedstawiam kilka zdjęć, jakie zrobiłem w czasie w pobytu w Rezerwacie Chosrow.

Galeria zdjęć - Klasztor Hawuc Tar i Rezerwat Chosrow
(kliknij, żeby powiększyć)

Rezerwat przyrody Chosrow - widok na Garni, Armenia (c) 2010 by Radosław Botev

Klasztor Hawuc Tar, Armenia (c) 2010 by Radosław Botev

Klasztor Hawuc Tar, Armenia (c) 2010 by Radosław Botev

Rezerwat przyrody Chosrow - widok na klasztor Hawuc Tar (c) 2010 by Radosław Botev

Do Garni wróciłem tą samą drogą, którą wcześniej dotarłem do rezerwatu. W miasteczku kilku taksówkarzy próbowało zaoferować mi podwiezienie do Erywania, ja jednak wolałem zaczekać na autobus, który jest w Armenii niezwykle tanim środkiem transportu - za kilkudziesięciokilometrowy odcinek z Garni do armeńskiej stolicy zapłaciłem zaledwie 250 dramów, czyli równowartość około 2 złotych polskich. Podróżowanie w obcym kraju publicznym środkiem transportu ma też i tę zaletę, że można przypatrzeć się miejscowym. Tutejsza ludność ma wyraźnie mieszane pochodzenie: burzliwa historia Armenii widoczna jest w ni to europejskich, ni to bliskowschodnich rysach mieszkańców - przez wieki swoje wpływy w Armenii mieli przecież najpierw Rzymianie, później Persowie, Arabowie i Turcy, a w końcu Rosjanie.
W Erywaniu autobus wysadził mnie przy tym samym salonie Mercedesa, spod którego wyruszałem do Garni. Tym razem w dalszą drogę do centrum wybrałem się małą lokalną marszrutką miejską - okazało się bowiem, że marszrutką numer 51 można stąd dotrzeć aż pod budynek opery, skąd nie było już tak daleko do mojego schroniska.

Przejdź do dalszej części relacji z podróży na Zakaukazie ->>>>>>>>>

Forum Viatoris - strona główna

O nas

 

Grafika w tle (godło Armenii) to zmodyfikowana grafika z VectorImages.