W samym ośrodku natrafić można na hodowlę żółwi olbrzymich, występujących w stanie naturalnym głównie w okolicach atolu Aldabra na seszelskich Wyspach Zewnętrznych. Druga taka hodowla tych żółwi znajduje się na wysepce Curieuse, ale dotarcie do niej wymaga specjalnego zezwolenia. Na zdjęciu obok specjalnie sfotografowałem także jedną ze zwiedzających ośrodek osób, żeby dobrze zilustrować rozmiary żółwi. Na zwiedzenie wyspy La Digue miałem tylko kilka godzin. Za mało, żeby zwiedzić ją w całości, zwłaszcza że brak jest tutaj transportu publicznego. Przybywający tu turyści zdani są bądź na własne nogi, bądź też mogą wypożyczyć rower, który i tak niepozwala jednak na dotarcie do wielu miejsc - aby dotrzeć do niektórych plaż trzeba bowiem czasem wspinać się ścieżką po granitowych skałach. Wszystko to ma jednak swój urok i jedną dużą zaletę - na La Digue panuje po prostu cisza i spokój, idealne warunki do wakacyjnego odpoczynku. Skoncentrowałem się zatem na dotarciu do kolejnej znanej plaży - do Grand' Anse. To rozległa, piaszczysta plaża na wschodnim krańcu La Digue - niestety fale są tu tak silne, że ledwo udawało mi się ustać w wodzie pod ich naporem. Z pewnością jest to jednak idealne miejsce dla surferów. Również okolice plaży prezentują się wizualnie bardzo atrakcyjnie. Wiedzie tędy ścieżka przez granitowe skały do sąsiedniej plaży zwanej Petite Anse. A oto i sama Petite Anse - w niczym nie ustępuje siostrzanej Grand' Anse. Żałowałem tylko, że nie miałem czasu pójść dalej - do kolejnej plaży, którą jest zachwalana w przewodnikach Anse Cocos. Czas naglił i musiałem wracać - dobiegał końca mój pobyt na Seszelach. Promem wróciłem na Praslin, by kolejnego dnia rano polecieć widocznym na zdjęciu małym samolocikiem linii Air Seychelles z powrotem na międzynarodowe lotnisko na Mahé. Miałem jeszcze kilka godzin w zapasie, więc zdążyłem jeszcze raz pojechać do stolicy kraju Victorii, zanim na dobre opuściłem rajskie Seszele i poleciałem etiopskimi liniami przez Addis Abebę do Kairu. Koniec
|
|