Izrael 2013 cz. I
Copyright (c) 2013, 2014 by Radosław Botev
<<<<<<<<<- Wróć
do początku relacji z podróży do Izraela
Przylot do Tel Awiwu
- Szanowni Państwo, jesteśmy w
Izraelu... - w głośniku rozległ się głos kapitana
samolotu Polskich Linii Lotniczych
LOT. Był środek nocy, a światło reflektorów na płycie lotniska imienia Ben
Gouriona w Tel Awiwie rozpraszało się w gęstej mgle. Zastanawiałem się,
czy słowa pilota nie były przedwczesne:
przed wylotem naczytałem się w Internecie licznych
historii o izraelskich kontrolach granicznych,
o wielogodzinnych przesłuchaniach i deportacjach. Czy w
moim przypadku będzie podobnie? Miałem w paszporcie pieczątki
świadczące o wizytach w różnych krajach arabskich - byłem już
przecież w Mauretanii,
Maroku, Egipcie... W Izraelu takie
wcześniejsze wojaże mogły się teraz nie spodobać służbom granicznym. Na lotnisku, w drodze do odprawy paszportowej, zauważyłem
kilku urzędników wyłapujących z tłumu niektórych podróżnych,
którzy przylecieli wraz ze mną z Warszawy. Sprawdzano
ich dokumenty i wypytywano o cel wizyty. Udało mi się
szczęśliwie ominąć to pierwsze sito kontroli i już po chwili
znalazłem się przed okienkiem imigracyjnym. Po kilku rutynowych
pytaniach przepuszczono mnie dalej. Ze zdziwieniem
spostrzegłem, że nie wbito mi do paszportu pieczątki
wjazdowej. Okazało się, że od niedawna Izrael już ich nie wbija
- zamiast tego na granicy otrzymuje się karteczkę ze skanem zdjęcia
z paszportu, danymi osobowymi i datą wjazdu. Praktyka ta
podyktowana jest zapewne tym, że wiele krajów arabskich nie uznaje
paszportów z wbitymi pieczątkami izraelskimi - takim podróżnym
automatycznie odmawia się w tych krajach prawa wjazdu. Dlatego też - z
punktu widzenia turysty - ta nowa izraelska praktyka
niepozostawiania w paszporcie śladu wizyty w tym kraju jest bardzo
korzystna. Co ciekawe - mimo iż byłem już formalnie w Izraelu -
zatrzymano mnie jeszcze na kilka minut u wejścia do sali odbioru
bagażu. Podszedł do mnie funkcjonariusz izraelskich służb
specjalnych z wyrazem twarzy peerelowskiego ubeka i dokładnie
przejrzał mój paszport kartka po kartce. Zapytał o cel wizyty w
dwóch krajach - Egipcie i Azerbejdżanie. Spokojnie
wyjaśniłem, po co odwiedziłem każdy z tych krajów i już po chwili mogłem swobodnie
odebrać bagaż. Opuszczając strefę lotniskową,
zastanawiałem się, dlaczego właśnie te państwa wzbudziły takie zainteresowanie funkcjonariusza. Toż przecież
stosunki Egiptu z Izraelem są ostatnimi czasy
raczej poprawne w porównaniu z innymi krajami Bliskiego
Wschodu - granice między tymi krajami są otwarte,
Egipt wpuszcza obywateli Izraela i obcokrajowców z izraelskimi pieczęciami w paszporcie... Także
Azerbejdżan od czasu uniezależnienia od ZSRR ma z Izraelem nienaganne stosunki handlowe, a
w 2012 roku odbyły się nawet rozmowy między tymi dwoma
krajami w sprawie ewentualnej
współpracy w razie konieczności obrony Izraela przed
atakiem ze strony Iranu. Więc w czym problem?
Tel Awiw-Jafa
Na
miasto wyruszyłem po kilku godzinach od lądowania, kiedy zaczęło już
świtać. Miałem zarezerwowany nocleg w schronisku młodzieżowym Florentine Backpackers Hostel na granicy Tel Awiwu i satelickiego miasta Jafa
(Jaffa). Początkowo dzielnica, w której położone jest
schronisko, nie zapowiadała się ciekawie - wyglądała na biedne
przedmieścia i nic nie zapowiadało faktu, że dosłownie tuż za rogiem
rozciąga się najstarsza i najbardziej reprezentacyjna część miasta:
osiedle Newe Cedek (Neve Tzedek).
Najstarszą częścią istniejącej dziś aglomeracji
Tel Awiw-Jafa jest oczywiście Jafa, zamieszkana nieprzerwanie od
głębokiej starożytności. Newe Cedek powstał pod koniec XIX wieku
poza murami Jafy jako pierwsza oficjalna osada żydowska na terenach
osmańskiej wówczas Palestyny. W czasach wielkiej imigracji Żydów po
II wojnie światowej osiedlało się tutaj wielu intelektualistów,
jednak wraz z rozwojem Tel Awiwu osiedle podupadło. Odrestaurowano
je dopiero w latach '80 ubiegłego stulecia, kiedy wzrosła w Izraelu
świadomość wagi opieki nad historycznymi miejscami Tel Awiwu.
Dzisiaj jest jednym z najbardziej prestiżowych osiedli
miasta, pełnym zadbanych willi, zielonych skwerów i
tryskających fontann. We wschodniej części osiedla rzuca się
natomiast w oczy budynek dawnej stacji kolejowej HaTachana z 1892
roku - obecnie zajętej przez sklepy i restauracje - była to jedna z
pierwszych stacji kolejowych na Bliskim Wschodzie.
Stwierdziłem jednak, że osiedle bynajmniej nie tryska
przesadnym przepychem - dla mnie była to
po prostu ładna willowa dzielnica i gdybym znalazł się tutaj
przypadkiem, nigdy bym nie zgadł, że mieszkają tu -
jak mniemam - najbogatsi telawiwianie.
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
|
Stację kolejową HaTachana oddziela od
plaży nadmorska promenada i trawiasta łąka Parku Charlesa Clore'a,
nazwanego tak ku pamięci żydowsko-brytyjskiego
finansisty i założyciela fundacji Clore'a
wspierającej sztukę i społeczności żydowskie na całym świecie.
Na północ od parku, wzdłuż najczęściej uczęszczanych
plaż Tel Awiwu rozlokowały się luksusowe
hotele - ta dzielnica nadaje miastu charakteru typowego
śródziemnomorskiego kurortu ze wszystkimi jego zaletami i wadami.
Piaszczyste plaże i
błękitne kąpieliska przy zadbanej, wysadzonej
palmami promenadzie przyciągają do Tel Awiwu chmary turystów, co z kolei odpowiednio winduje
ceny wszystkiego w okolicy - a nawet i bez tego w Izraelu jest niemal dwa
razy drożej niż w Polsce! Nie lubię takich
komercyjnych miejsc, chociaż muszę przyznać, że wybrzeże Tel
Awiwu - zwłaszcza - wywołuje bardzo pozytywne wrażenia
estetyczne. Łagodna bryza wiejąca od
Morza Śródziemnego dawno zdążyła już rozpędzić poranną
mgłę. Majowe słońce zaczęło mocno przypiekać, a w powietrzu
pojawiła się wilgoć parującej morskiej wody. W
nocy wilgoć ta skropli się znowu nad lądem, pokrytym tutaj w
znacznej mierze szybko wychładzającą się pustynią. Dzięki
takiej cyrkulacji izraelskie pustynie - chociaż pada tam
niewiele deszczu - otrzymują swoją porcję życiodajnej wody, skutkiem
czego mogą tam rosnąć drobne sucholubne krzewinki.
Po półgodzinie spaceru po telawiwskiej
plaży słońce dało mi się we znaki tak mocno, że musiałem
schronić się w cieniu pobliskich hoteli. Udałem się do
Białego Miasta - dzielnicy Tel Awiwu złożonej z kliku tysięcy
białych budynków, wzniesionych w latach '30 minionego stulecia
według projektu żydowskich urbanistów, zbiegłych z
nazistowskich Niemiec. Urbaniści ci mieli tu prawdziwe pole do
popisu: Tel Awiw był wówczas ledwie co powstałym miastem, złożonym
tylko z dwu najstarszych dzielnic - Newe Cedek i Newe Szalom, a
wokół Jaffy rozciągały się tylko nieurodzajne wydmy. Z biegiem lat
telawiwskie Białe Miasto było jednak zaniedbywane i wiele domów
straciło swój pierwotny charakter w wyniku przebudowy.
Skutkiem tego spacerując współcześnie po ulicach Tel Awiwu nie
miałem już wrażenia, że miasto wzniesiono w jednolitym stylu -
czasem zastanawiałem się nawet, czy aby napewno jestem jeszcze w
Białym Mieście. Trzeba jednak przyznać Izraelczykom, że w
ostatnich latach zaczęli w sposób widoczny dbać o historyczną
zabudowę Tel Awiwu: wiele budynków Białego Miasta zostało
odnowionych - jak choćby widoczny na zdjęciu Beit Ha'ir (dawny ratusz) - i
wpisanych na listę zabytków. Izrael zgłosił nawet Białe Miasto do Komitetu UNESCO
jako potencjalny obiekt światowego dziedzictwa, co w 2003
roku rzeczywiście zakończyło się wpisaniem Białego Miasta na listę dziedzictwa
kulturowego.
Znacznie bardziej od nowoczesnego Tel Awiwu (który zresztą zamierzałem
dokładniej jeszcze zwiedzić ostatniego dnia mojej podróży
po Izraelu) interesowała mnie jednak stara dzielnica Jafa. Miasto to zamieszkane było nieprzerwanie od
czasów prehistorycznych i niemal tak samo stary jest też tutejszy
port - jest to jeden z najstarszych wciąż czynnych portów morskich
na świecie i najstarszy w rejonie Morza Śródziemnego. Przez wieki
Jafa wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli - rządzili tu
Fenicjanie, Hebrajczycy, Rzymianie, Bizantyjczycy, Arabowie i
Turcy... Do tutejszego portu od niepamiętnych czasów zawijały statki
kupieckie z południowej Europy i Północnej Afryki - był to bowiem
port położony najbliżej Jerozolimy. Charakter
dzisiejszej Jafy zdecydowanie nie wskazuje jednak na aż tak stary
rodowód miasta - spacerując po odnowionych uliczkach tutejszej
starówki, miałem wrażenie pobytu w XVIII-wiecznym mieście imperium
osmańskiego, nie zaś mieście rzymskim czy fenickim. Z drugiej strony
nie miałem też zbyt wiele czasu, żeby dokładnie przyjrzeć się Jafie
- po całonocnym przelocie do Izraela i porannym zwiedzaniu Tel Awiwu
byłem już mocno wymęczony i w ciągu dnia uciąłem sobie drzemkę w
hostelu, a do Jafy udałem się dopiero późnym
popołudniem.
W górnej części starej
Jafy usytuowany jest meczet Al-Bahr - najstarszy tego typu obiekt w
Jaffie, a także XVII-wieczny kościół św. Piotra z charakterystyczną
wieżą doskonale
widoczną od strony Tel Awiwu i Morza Śródziemnego.
W
górnej części starej Jafy znajduje się także swoiste muzeum
historii miasta w Old Jaffa Visitors' Centre. Tutejsze
ekspozycje pozwalają zapoznać się ze wszystkimi ważniejszymi
okresami w dziejach miasta - od czasów prehistorycznych, przez
czasy panowania Egipcjan i Rzymian aż po
wyprawy krzyżowe i imperium osmańskie. Znajdziemy tu między
innymi starożytne amfory wydobyte z dnia morza w pobliżu portu,
kamienie pokryte egipskimi hieroglifami czy też kule armatnie
atakujących miasto krzyżowców. Atrakcją muzeum jest też
multimedialna prezentacja przedstawiająca życie w Jafie okresu
rzymskiego. Na zakończenie mojego krótkiego pobytu w Jafie udałem
się jeszcze na nadmorską promenadę, skąd roztacza się wspaniały
widok na wybrzeże i drapacze chmur Tel Awiwu. Był to jeden z
ładniejszych widoków, jakie ukazały się moim oczom w czasie całej
tygodniowej podróży do Izraela: przeszklone białoniebieskie wieżowce
doskonale komponowały się z barwą niemal bezchmurnego nieba i
spokojnej tafli Morza Śródziemnego, a promienie popołudniowego
słońca, oświetlające miasto od strony morza, potęgowały jeszcze
pozytywne estetyczne wrażenia. Tel Awiw jawił się teraz
wyłącznie jako nowoczesny kurort turystyczny i zacząłem się
zastanawiać, czy aby na pewno Izrael zasuguje na
miano Ziemi Świętej - gdzież podziała się ta rozmodlona
atmosfera, jaką spodziewałem się zastać w tym kraju? Toż
to miejsce dobre na plażowanie i nocne imprezowanie -
a gdzież jest świętość tej ziemi? Już kolejnego dnia udawałem się
jednak dalej - do Jerozolimy, świętego miasta
trzech wielkich monoteistycznych religii - więc pewnie to tam,
pomyślałem, należało szukać odpowiedzi...
|