Indie 2015 cz. II
Copyright (c) 2015-2017 by Radosław Botev
<<<<<<----- Wróć do początku relacji z podróży do Indii
Agra
Po trzygodzinnej podróży pociągiem z Delhi w
najniższej klasie byłem szczęśliwy, gdy wreszcie wysiadłem
na peronie stacji kolejowej Agra Cant. Motorowa
riksza zawiozła mnie sprawnie pod wjazd do małej uliczki
w pobliżu zachodniej bramy Tadż Mahalu. Niedaleko mieścił
się Hotel Sidhartha, w którym miałem
zarezerwowany nocleg. Miejsce to wybrałem nieprzypadkowo - w dniu
mojego przyjazdu, tak jak w każdy piątek, Tadż Mahal był zamknięty,
a kolejnego dnia miałem już wykupiony bilet na pociąg na
całodzienną podróż dalej do Khajuraho. Oznaczało to, że aby zobaczyć
Tadż Mahal, musiałem wcześnie rano stanąć w długiej kolejce u
wejścia. Położenie mojego hotelu - kilkaset metrów od kasy biletowej
i bramy, było więc bardzo dogodne. Hotel okazał się przytulnym
przybytkiem z patio i ogrodową restauracją dla gości. Oprócz tych
ostatnich wpraszały się tu też makaki, aby
delektować się liśćmi drzewek zasadzonych w ogrodzie.Te zwinne małpy
- zamieszkujące całą południową Azję od Pakistanu po południowe
prowincje chińskie - widywałem w Indiach zresztą dość często. Wydaje
się, że są prawdziwą plagą tutejszych miast (można by je porównać do
bezpańskich kotów w Europie). Niestety makaki zbytnio nie lubią, by
przyglądać im się z bliska - gdy próbowałem to robić, stawały się
agresywne. Potrafią też narobić szkód - hotelu Sidhartha pozrzucały
kilka doniczek z tarasu, zanim przybiegł właściciel, aby
przegonić je długim kijem. Małpy uciekły wtedy na sąsiednie budynki,
skacząc po dachach.
Czerwony Fort w Agrze
Nie mogąc odwiedzić Tadż Mahalu, skierowałem się pierwszego dnia do innej wielkiej
atrakcji Agry - do Czerwonego Fortu. Czerwona
barwa murów tej budowli, wzniesionych z piaskowca pochodzącego z
Radżastanu w zachodnich Indiach, rzuca się w oczy znacznie bardziej niż w przypadku
opisanego wcześniej Czerwonego Fortu w Delhi -
wyraźnie widać to zwłaszcza przy często fotografowanej
bramie Amar Singh, uwiecznionej u mnie na zdjęciu
obok. Fort wzniesiono w XVI stuleciu, gdy
przeniesiono tu stolicę panującej wówczas w północnych Indiach
dynastii Mogołów. Wewnątrz masywnych murów - obok znanych mi
już z Delhi zadbanych, równo przystrzyżonych trawników
- kryją się natomiast okazałe budynki pałacowe, w większości z
białego marmuru. Są one znacznie okazalsze niż te w Delhi, przez co
tutejszy fort zrobił na mnie dużo przyjemniejsze wrażenie. Dodatkowo
to właśnie stąd po raz pierwszy zobaczyłem budowlę Tadż Mahalu - z
Czerwonego Fortu rozciąga się bowiem szeroki widok na rzekę Jamunę,
nad brzegiem której wzniesiono Tadż Mahal. Czerwony Fort opuszczałem wśród
pomruku grzmotów nadciągającej monsunowej burzy. Zaczynało już lekko kropić, gdy ponownie
przekroczyłem bramę fortu i skierowałem się szybkim krokiem w kierunku
hotelu. Tym razem nie uniknąłem jednak deszczu, co jak się
okazało - wcale nie było negatywnym przeżyciem. Burza ostatecznie przeszła bokiem,
zaś kropiący deszcz przemienił zadrzewiony teren po zachodniej stronie
Tadż Mahalu w prawdziwą tropikalną dżunglę.
Ciepły deszcz zmoczył bujną roślinność, która lśniła
teraz tysiącami drobnych kropelek wody, zaś w powietrzu
unosił się intensywny zapach olejków eterycznych. Spacer przez park przy
zachodniej bramie Tadż Mahalu zaliczam przez to do przyjemniejszych
chwil w czasie mojej wyprawy do Indii.
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
|
Tadż Mahal
Tadż Mahal to kolejny przykład islamskiej architektury czasów dynastii
Mogołów, a zarazem wizytówka Indii i z pewnością jedna z
najsłynniejszych budowli na świecie. Wzniesiono ją w XVII wieku jako
mauzoleum ku czci Mumtaz Mahal - żony cesarza Szahdżahana, zmarłej
przy porodzie czternastego dziecka władcy. W późniejszych
wiekach Tadż Mahal popadł jednak w ruinę, zaś jego obecny stan
zawdzięczamy renowacji wykonanej przez Brytyjczyków. Doskonale
pamiętam, jak w dzieciństwie przeglądałem ilustrowane encyklopedie,
w których Tadż Mahal wymieniony był wśród cudów nowożytnego świata.
Wtedy - dobre ćwierć wieku temu - nie przypuszczałem, że
kiedykolwiek będzie mi dane miejsce to zobaczyć na własne oczy.
Teraz, stojąc w ogrodach otaczających tę perłę indyjskiej
architektury, miałem poczucie, że istotnie jest to jedna z tych
chwil, gdy spełniają się marzenia. Tadż Mahal całkowicie odpowiadał
też moim oczekiwaniom: ogrom marmurowej budowli, doskonała
harmonia jej kształtów i bogate zdobienia sprawiają, że miejsce
to powinno być obowiązkowym punktem każdej podróży
do Indii nie tylko dlatego, że jest znane - ale też z
powodu jego porażającego piękna. W pobliżu Agry znajduje się
jeszcze jeden zabytek wart zobaczenia - Fatehpur Sikri, dawna
stolica Mogołów. Z powodu napiętego programu podróży nie było
mi jednak dane pojechać tam tym razem; przedsmak
tamtejszek architektury daje jednak wiodąca do Tadż Mahalu Wielka Brama, widoczna na ostatnim zdjęciu w galerii
poniżej:
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
|
W dalszą drogę
Tadż Mahal
zwiedzałem wcześnie rano. Około południa ze stacji Agra Cant odjeżdżał już mój pociąg do
Khajuraho. Tym razem jechałem w pierwszej klasie, w klimatyzowanym
przedziale z dużymi przyciemnionymi oknami, na twardych siedzeniach
- ogólnie standard mocno zbliżony do drugiej klasy polskich pociągów
pospiesznych PKP. Trzeba jednak przyznać, że klimatyzacja robiła
swoje i długa podróż upłynęła mi nadzwyczaj przyjemnie. Mogę więc z
czystym sumieniem polecić ten sposób podróży. Za przyciemnioną
szybą pociągu przewijały się kolejne indyjskie krajobrazy.
Zauważyłem, że teren stał się jakby bardziej suchy - zniknęły pola
ryżowe, pojawiły się za to gęste zarośla, gdzieniegdzie poprzecinane
polami uprawnymi, na których z motykami w rękach ciężko pracowali
tutejsi chłopi. Widywałem także stada bydła, to pasące się na
soczystozielonych o tej porze roku pastwiskach, to znowu przeganiane
gdzieś przez ubranych w kolorowe stroje Hindusów. Pogoda była
bardzo niestabilna. W porze deszczowej indyjskie
niebo często zasnuwają grube stalowoszare chmury, a w
czasie kilkugodzinnej podróży z Agry do Khajuraho kilkakrotnie
wjeżdżaliśmy w rzęsistą, monsunową ulewę. Zaraz potem pociąg suszył
się już w promieniach zwrotnikowego słońca. Taka właśnie sniepewna aura towarzyszyła mi przez cały pobyt w Indiach.
|