Chiny 2009 cz. VI
Copyright (c) 2009, 2010 by Radosław Botev
Przyjazd do Szanghaju
Do Szanghaju dotarliśmy takim samym pociągiem,
jakim jechaliśmy wcześniej z Nankinu do Suzhou. Już na
przedmieściach zobaczyliśmy wysokie wieżowce znaczące centrum
jednej z największych metropolii świata. Nowoczesny pociąg sunął po
szynach z zawrotną prędkością i po półgodzinnej podróży z Suzhou
wysiedliśmy na dworcu w Szanghaju. Nocleg mieliśmy
zarezerwowany w jednym z tamtejszych schronisk młodzieżowych - w
InnJoyWorld Hostel. Stosownie do wskazówek na wydruku rezerwacji udaliśmy się do szanghajskiego
metra, jednak tu czekała nas niemiła niespodzianka - na stacji przy
dworcu wszystkie napisy były po chińsku, a na wydruku tym razem
mieliśmy wszystko wyłącznie w łacińskiej transkrypcji. Nie sposób
więc było ustalić, w którym kierunku powinniśmy jechać, ani nawet
którą linię metra należało wybrać. Z opresji wybawiła nas zagadnięta
na stacji Chinka, o dziwo zupełnie dobrze władająca językiem
angielskim. Zadzwoniła ze swojego telefonu komórkowego do schroniska
i wypytała o drogę, po czym wskazała nam właściwą linię metra. Tak
oto dojechaliśmy do nieciekawej starej dzielnicy hutongów, gdzie
mieścił się nasz hostel. Przyjechaliśmy wcześnie, więc nasz pokój
był jeszcze niegotowy. Po uzgodnieniu z młodymi Chinkami w recepcji
szczegółów naszego zakwaterowania udaliśmy się na zwiedzanie
miasta. Pudong - „Azjatycki Manhattan”
W pierwszej kolejności wybraliśmy
się do ścisłego centrum Szanghaju - do dzielnicy Pudong.
Wznosi się tutaj Perła Orientu (,
Dongfang Mingzhuta) - czwarta pod względem wysokości wieża
na świecie i druga najwyższa budowla w Chinach. Mierzy 468 metrów i
służy za wieżę telewizyjną. Jej nazwa pochodzi zapewne od jej
osobliwego kształtu - na pionowej metalowej konstrukcji umieszczono
dwie kule. Dla mnie całość przypominała jednak raczej wielką,
skierowaną w niebo strzykawkę z igłą. Wieża powstała w latach 90.
ubiegłego stulecia w ramach postępującej modernizacji miasta i
budowy w Szanghaju światowego centrum ekonomicznego. Żądni wrażeń
turyści mogą wjechać windą na górę i podziwiać
panoramę miasta z jednej z gigantycznych kul. Zrezygnowaliśmy z
tej atrakcji po części ze względu na naszym zdaniem zbyt wysoką
cenę, a po części ze względu na szanghajski smog, który mieszając
się z drobinkami wiecznej monsunowej mżawki tworzył niemal nieprzeniknioną mgłę i skutecznie utrudniał
dostrzeżenie czegokolwiek na większe odległości. Szczerze
mówiąc byłem też trochę zawiedziony samym wyglądem wieży - nie
wyglądała ani na jeden z najwyższych budynków świata, ani też nie robiła
zbyt dużego wrażenia estetycznego. W bezpośrednim sąsiedztwie Perły
Orientu, czy też Oriental Pearl Tower, jak brzmi
oficjalna angielska nazwa tego obiektu, przepływa rzeka
Huangpu, z której brzegów rozciąga się widok na
przeciwległą dzielnicę Puxi. Na drugi brzeg można się dostać
metrem albo też przepłynąć promem. Działa tu też podziemna kolejka
przejeżdżająca pod korytem rzeki w tunelu Yan'an Donglu pełnym
raczej mało ciekawych czy oryginalnych efektów
świetlnych. Nieustannie
rozbudowujący się obszar dzielnicy Pudong, a raczej jej części
zwanej Lujiazui, najeżony jest ogromnymi drapaczami chmur - dlatego
też szybko zacząłem nazywać go "Azjatyckim Manhattanem". Tak też
zwykle wygląda Pudong widziany z
przeciwległego brzegu rzeki Huangpu, jednak w Szanghaju, będącym jednym
wielkim placem budowy, akurat nie mogliśmy znaleźć dogodnego miejsca do
zrobienia zdjęcia - dostępu do rzeki od strony Puxi
bronią ogrodzenia otaczające rozkopany fragment jezdni. Udało mi
się zrobić tylko takie zamglone zdjęcie "Chińskiego Manhattanu", widoczne
powyżej, tuż pod tytułem niniejszego rozdziału. Różnica między nowojorskim a szanghajskim Manhattanem
polega na tym, że w Szanghaju wieżowce nie stoją
jeszcze ciasno upakowane jeden koło drugiego -
wciąż dużo jest tu między nimi wolnej przestrzeni,
jednak obecne tempo rozbudowy miasta (a przy okazji
wyburzania starych hutongów) wskazuje, że za kilkadziesiąt lat będzie tu
prawdziwy Manhattan. Przyczyną tak szybko zmieniającego się oblicza Szanghaju jest fakt, iż Pudong
jest specjalną strefą ekonomiczną Chin (podobnie jak np.
Hongkong czy Makau), dzięki czemu napływa tu zachodni kapitał.
Nanjing Donglu i Bund
Spod Perły
Orientu przedostaliśmy się z powrotem na drugi brzeg - do
historycznej dzielnicy Puxi. Przebiega tędy reprezentacyjna
ulica Szanghaju - Nanjing Donglu (), czyli po polsku "Droga
Nankińska". Obecnie jest to wyłączony z ruchu kołowego deptak
handlowy, wzdłuż którego ciągną się drogie sklepy, biurowce i
hotele. Nanjing Donglu od dawna jest dumą Chin - o ile Pudong jest
Manhattanem Azji, o tyle Droga Nankińska jest z pewnością
szanghajską Wall Street. W ciągu ostatnich piętnastu lat w związku z
coraz szybszym nowocześnieniem kraju Nanjing Donglu straciła
nieco na znaczeniu, jednak po ostatniej modernizacji odzyskała część
dawnej świetności. Klucząc między budynkami
dzielnicy Puxi po lśniących od nieustającej monsunowej wilgoci
chodnikach dotarliśmy w końcu do części Szanghaju pełnej
staroświeckich budynków - jest to najstarsza, zabytkowa część
miasta, zwana z angielska Bund, zaś z chińska Waitan () - "Błotniste Nabrzeże". To tu
koncentrowało się dawniej życie handlowe miasta - przybywający tu
statkami Europejczycy (z Brytyjczykami na czele) szybko zdobywali i
równie szybko tracili tu swoje fortuny. Architektura podupadłych
budynków zdradza silne wpływy Zachodu z czasów "polityki
otwartych drzwi" z początków ubiegłego stulecia. Jest niewiarygodną
wprost mieszaniną zachodnich stylów: neoklasycyzmu, baroku,
gotyku... Gdy dołożyć do tego wyrastające tu jak
grzyby po deszczu wieżowce, wówczas Szanghaj w porównaniu
z szarym Pekinem zdaje się prawdziwym bijącym
sercem potężnych, nowoczesnych Chin. Na
końcu Nanjing Donglu znajduje się ogromna pusta przestrzeń w sercu
Szanghaju - to Park Ludowy (,
Renmin Gongyuan). Nie ma tu szczególnie
nic ciekawego, jednak w czasie naszego pobytu w Szanghaju ciągle
zdarzało nam się wracać w to miejsce... i gubić drogę, co kończyło
się koniecznością kilkukrotnego okrążenia ogromnego placu, zanim
natrafiliśmy na właściwą ulicę.
Galeria zdjęć (kliknij, żeby powiększyć)
|
|
|
Z powrotem do schroniska
W Parku Ludowym zakończyliśmy też nasz pierwszy
dzień wędrówki po mieście - z powrotem do schroniska pojechaliśmy
metrem. Na stacji metra zaobserwowaliśmy dziwną rzecz - stał tam
umundurowany Chińczyk z gwizdkiem i czekał na przyjazd metra. Kiedy
metro odjeżdzało, Chińczyk gwizdał i machał ręką. Nie mogliśmy
odgadnąć, po co komu taki "zawiadowca stacji metra". Jedyne, co nam
przyszło do głowy, to konieczność dania pracy każdemu z miliarda
obywateli komunistycznych Chin. Dzięki takiemu pozornemu
zatrudnieniu do bezsensownej, nic nie znaczącej
pracy, bezrobocie w Chinach wciąż pozostaje stosunkowo
niskie jak na tak ogromny kraj. To właśnie między innymi w ten
sposób udaje się utrzymać niewielką przestępczość, a nawet
najbiedniejsze hutongi są dość bezpieczne dla zachodnich
turystów. Po powrocie do schroniska stwierdziliśmy z
niezadowoleniem, że ktoś zajął nasze łóżka. Sądząc po wpisach
na forach w Internecie sytuacje takie są w InnJoyWorld Hostel nagminne. Ale nic to -
zrzuciliśmy cudze rzeczy i położyliśmy nasze. Potem wynikła z tego
mała awantura, którą udało się jednak dość szybko zażegnać
z pomocą recepcjonistek. W schronisku
natknęliśmy się na grupę Polaków z Katowic, którzy przyjachali do
Szanghaju lądem przez całą Azję. Do późnej nocy rozmawialiśmy i
wymienialiśmy wrażenia z odbytych przez nas podróży.
Bazar w Ogrodach Yu
Ostatni dzień pobytu w Szanghaju spędziliśmy
na zakupach. Udaliśmy się na szanghajską starówkę - na Yu Yuan Shangcheng () i Fangbang Zhonglu (). Jest to odnowiona, stara dzielnica chińska - pełno tu wąskich
uliczek i małych placyków, ograniczonych wysoką tradycyjną
zabudową chińską. Działa tu ponad 100 sklepów i
restauracji - jest to więc idealne miejsce na robienie
zakupów nawet przez pół dnia. Dla mnie tutejsza architektura
wyglądała jednak nieco kiczowato - czułem się raczej jak na planie
disneyowskiej superprodukcji, a nie na starym mieście dużej
chińskiej metropolii. Kupując cokolwiek na tutejszych bazarach
należy się bezwzględnie targować. Zdarzało się,
że płaciliśmy zaledwie dwadzieścia procent ceny proponowanej
nam na początku. Takie obniżki zdarzały się zwłaszcza
wtedy, gdy właściwie nie mieliśmy zamiaru nic kupić i po
krótkim targowaniu się wychodziliśmy na ulicę - wówczas chiński
sprzedawca często biegł jeszcze za nami i wykrzykiwał coraz to
niższą cenę, aż wreszcie udawało mu się nakłonić
nas do zakupu za grosze. Sprzedawca zwykle i tak wydawał się wówczas zadowolony.
Galeria zdjęć (kliknij, żeby powiększyć)
|
|
|
Kolej magnetyczna
Kolejnego
dnia naszej podróży po Chinach zaplanowany mieliśmy przelot liniami
Air China
z szanghajskiego lotniska
Pudong do Pekinu. Z centrum miasta na lotnisko kursuje
futurystyczna kolej magnetyczna Transrapid, rozwijająca zawrotną
prędkość 431 kilometrów na godzinę. Przy takiej szybkości dojazd
ze stacji Longyanglu w centrum Szanghaju na oddalone o 30 kilometrów lotnisko
zajmuje zaledwie kilka minut.
Nowoczesny
pociąg z cichym buczeniem podstawił się na
stacji, lewitując ponad torami dzięki sile magnetyzmu.
Zajęliśmy miejsca w wygodnych fotelach i zgodnie
stwierdziliśmy, że kolej Transrapid w Szanghaju pozwala poczuć
bogactwo i potęgę współczesnego Dalekiego Wschodu - jej budowa
pochłonęła aż kilka miliardów euro, co stało się zresztą przyczyną
ostrej krytyki tego projektu. Biorąc pod uwagę, że linia ma tylko
dwie stacje, a pociągi jeżdżą niemal puste, wielu Chińczyków
uznało ten projekt za marnotrawstwo pieniędzy. Tak czy owak, była to
dla nas jedna z ciekawszych atrakcji Szanghaju.
Magnetyczna kolej mknie po specjalnym wiadukcie zawieszonym na
solidnych, betonowych kolumnach. Prędkość pociągu jest tak
duża, że gdyby nie nagły łoskot moglibyśmy nie zauważyć, że
minął nas drugi taki pociąg jadący w przeciwnym kierunku. Po ponad siedmiu
minutach znaleźliśmy się w szerokim korytarzu wiodącym
ku hali odlotów. Chińskie lotniska sprawiają
wrażenie opustoszałych - tak jak większość infrastruktury transportowej w
Kraju Środka rozbudowano je nieco na wyrost, jakby w
oczekiwaniu na gwałtowny rozkwit chińskiego państwa, który z pewnością nastąpi w ciągu obecnego
stulecia. Współczesne Chiny są bowiem jak drzemiący smok, gotów lada chwila
przebudzić się i narzucić swoją supremację regionowi Azji Wschodniej, a może i całemu światu.
Przejdź do dalszej części relacji
z podróży do Chin ->>>>>>>>>
|