Forum Viatoris

Chiny 2009
cz. V

Copyright (c) 2009, 2010 by Radosław Botev

Pociągiem po Chinach

Na stacji kolejowej w Nankinie zjawiliśmy się grubo przed odjazdem pociągu. Spodziewaliśmy się bezładnego tłumu chińskich podróżnych, przez który z trudem tylko będziemy mogli się przecisnąć. Rzeczywiście na stacji sporo było podróżnych, jednak bynajmniej nie panował tam chaos, jakiego oczekiwaliśmy - na peronie znajdowały się dokładne oznaczenia, w którym miejscu zatrzyma się wagon o danym numerze. Dzięki temu, kiedy wreszcie nadjechał pociąg, podróżni nie musieli przeciskać się między sobą w tę i we w tę w poszukiwaniu swojego miejsca.
Byliśmy także mile zaskoczeni samym pociągiem - była to nowoczesna maszyna z wygodnymi i zadbanymi fotelami, osiągająca prędkość grubo ponad 200 kilometrów na godzinę. Nie było tłoku, przed jakim nas ostrzegano - każdy pasażer miał miejsce siedzące. W czasie krótkiej podróży z Nankinu do Suzhou zdążyliśmy jeszcze zjeść posiłek zakupiony od chińskiej konduktorki. Nieoczekiwana wygoda naszej podróży pociągiem miała prawdopodobnie związek z faktem, że pokonywaliśmy tylko krótki odcinek drogi - podróż po Chinach pociągiem dalekobieżnym ma zapewne niewiele wspólnego z taką sielanką.

Suzhou

Ulica w Suzhou (c) 2009 by Radosław BotevPo wyjściu z dworca kolejowego w Suzhou ominęliśmy długą kolejkę przed postojem taksówek i skierowaliśmy się na przystanek autobusowy, nieco z prawej strony. Jednym z autobusów dojechaliśmy prawie pod samo schronisko Suzhou Watertown Hostel, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Młody Chińczyk w recepcji od razu zapytał nas, czy przyjechaliśmy na zaćmienie Słońca następnego dnia. Podzieliliśmy się z nim naszymi obawami o dobre warunki pogodowe - wydawał się optymistycznie nastawiony, chociaż pogoda powoli zaczynała się psuć.
Tego dnia poszliśmy jeszcze na spacer na miasto. Ulice w centrum Suzhou przywodzą na myśl widoki ze starych azjatyckich pocztówek sprzed stu lat - były te same rzędy drewnianych domów z latarniami i balustradami, podobne do tych, które widzieliśmy w Nankinie, jednak znacznie mniej tchnące tanią komercją. Niestety tak wygląda tylko jedna ulica w Suzhou - reszta miasta zdominowana jest przez szarą, nieciekawą zabudowę. Tutejszy ruch uliczny, typowy zresztą dla całych Chin, działał na nas jak płachta na byka: każdy kierowca wykorzystywał najmniejszą okazję, żeby tylko zatrąbić na inny pojazd albo chociaż na niebacznego pieszego, któremu złośliwe chińskie demony podrzuciły niedorzeczny pomysł przejścia po pasach na drugą stronę jezdni. Oczywiście największą frajdą dla tutejszych kierowców było trąbienie w sytuacji, gdy pojazd z przodu nie ma dokąd zjechać, bo utknął właśnie w korku. O, wtedy poganiający go chiński kierowca jest w swoim żywiole - nie omieszka wówczas zatrąbić kilkanaście razy na minutę, aż wreszcie będzie mógł przebić się kawałek dalej tylko po to, by trąbić na kolejnych współużytkowników jezdni.
Pagoda Północnej Świątyni, Suzhou (c) 2009 by Radosław BotevSymbolem Suzhou - oprócz jego kompleksu tradycyjnych ogrodów chińskich, które przyszło nam odwiedzić dopiero kolejnego dnia - jest okazała drewniana Pagoda Północnej Świątyni (Beisi Ta, Beisi Ta). Jest to najwyższa pagoda na południe od rzeki Jangcy - wznosi się ponad miastem na dziewięć kondygnacji. Należała niegdyś do kompleksu świątynnego, a wcześniej do rezydencji magnackiej sprzed blisko dwóch tysięcy lat. W czasie swojej historii wielokrotnie ulegała zniszczeniom i była odbudowywana. Jej obecna konstrukcja pochodzi z XVII wieku. Pagodę otacza rozległy ogród - niestety kiedy podeszliśmy pod mury kompleksu, okazało się, że brama była akurat zamknięta. Pagodę podziwialiśmy więc zza ogrodzenia.
Wieczorem nad Suzhou pojawiły się gęste deszczowe chmury i zerwał się silny, porywisty wiatr. W minorowych nastrojach siedzieliśmy na przestronnym podwórzu schroniska i mieliśmy coraz mniejszą nadzieję na obejrzenie zaćmienia następnego dnia. O zmierzchu lunął nagle rzęsisty deszcz. Był to ciepły, subtropikalny deszcz, przyniesiony znad Pacyfiku przez wiatry letniego monsunu. Nie przynosił ulgi po lepkich upałach ostatnich dni - przeciwnie, podniósł tylko wilgotność powietrza, co w połączeniu z szybko tworzącymi się kałużami i strumieniami wody wlewającymi się pod zadaszoną część podwórza jeszcze bardziej nas irytowało. Wciąż mieliśmy jednak resztkę nadziei, że może deszcz wypada się do następnego ranka i ujrzymy choćby zamgloną tarczę Słońca.

Zaćmienie Słońca w Państwie Środka

Dzień Czarnego Słońca (c) 2009 by Radosław BotevW końcu nadszedł upragniony "Dzień Czarnego Słońca" - dzień całkowitego zaćmienia 22 lipca 2009 roku. Zerwaliśmy się z łóżek z samego rana i z niezadowoleniem spojrzeliśmy na wciąż zachmurzone niebo. Chwilowo przestało padać, jednak na szarym niebie próżno było wypatrywać tarczy słonecznej. Mimo to postanowiliśmy udać się do parku miejskiego w Suzhou, oddalonego o kilka przecznic na wschód od naszego schroniska, i tam zaczekać na zaćmienie.
W parku zastaliśmy kilkoro podstarzałych Chinek i Chińczyków, w skupieniu trenujących tai chi. Usiedliśmy na ławce w oczekiwaniu na zaćmienie. Nadzieja umiera ostatnia, więc do końca oczekiwaliśmy, że może się jednak rozpogodzi. Zamiast tego wkrótce zaczęło padać - i to akurat wtedy, kiedy powinien był nastąpić pierwszy kontakt tarczy Księżyca z tarczą Słońca. Schroniliśmy się pod zadaszeniem i obserwowaliśmy, jak powoli zapadają ciemności. Po półgodzinie w Suzhou zrobiło się już na tyle ciemno, że automatycznie rozbłysły uliczne latarnie, jednak dopiero ostatnie minuty przed fazą całkowitego zaćmienia przyprawiły mnie o żywsze bicie serca - niebo ciemniało teraz jakby szybciej, a jakiś pierwotny instynkt powodował u mnie coraz większy niepokój - tak oto z całą mocą odczuwałem, że coś niezwykłego działo się właśnie ponad gęstym dywanem monsunowych chmur. W końcu gwałtownie zapadły egipskie ciemności - zdjęcie obok zrobione zostało po godzinie dziewiątej rano, w czasie całkowitej fazy zaćmienia. Na blisko sześć minut zrobiło się ciemno jak w nocy i chociaż to najdłuższe zaćmienie XXI wieku przyszło nam podziwiać w strugach deszczu, a zza gęstych chmur ani na chwilę nie wychynęła przesłonięta Księżycem tarcza słoneczna, musieliśmy zgodnie stwierdzić, że i tak było to poruszające przeżycie. Po sześciu minutach noc pierzchła tak szybko, jak zapadła, i znów zrobiło się jasno.

Ogród Mistrza Sieci

Ogród Mistrza Sieci (c) 2009 by Radosław BotevZ parku miejskiego wróciliśmy na śniadanie do schroniska, wciąż podekscytowani nagłym nastaniem nocy w ciągu dnia. Posiliwszy się, postanowiliśmy odwiedzić największą atrakcję Suzhou - wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO tradycyjne chińskie ogrody. Po lekturze przewodnika wybraliśmy Ogród Mistrza Sieci (Wangshi Yuan, Wangshi Yuan) - najmniejszy, lecz też najbardziej charakterystyczny z ogrodów w Suzhou. Niestety rozpadało się na dobre i do ogrodu szliśmy w strugach ulewnego, monsunowego deszczu, przemoczeni do suchej nitki. Na domiar złego niełatwo było tam trafić - dwa razy musieliśmy pytać o drogę.
- Wangshi Yuan - zagadnięty przez nas Chińczyk wycedził jakby przez zęby. Tutejsza wymowa języka chińskiego nie przypomina tej z Pekinu, instynktownie wyczułem jednak, że Chińczyk wskazywał nam drogę do właściwego miejsca. W końcu labiryntem przejść między budynkami dotarliśmy przed bramę oznaczoną wielkim znakiem dziedzictwa UNESCO.
Niedogodności marszu przez zalane monsunowym deszczem miasto wynagrodził nam dopiero widok samego ogrodu.
Znajduje się tu labirynt pawilonów, idealnie wkomponowanych w sztuczny krajobraz stawów i zieleni. Ogród Mistrza Sieci powstał już w połowie XII wieku za panowania dynastii Song, jednak później był opuszczony przez kilka stuleci. Odrestaurowano go dopiero w XVIII wieku, kiedy to stał się częścią rezydencji emerytowanego urzędnika. Chociaż podobny ogród chiński widzieliśmy już wcześniej w Pekinie, ten zrobił na mnie o wiele większe wrażenie - po części za sprawą panującej właśnie romantycznej, deszczowej aury, lecz po części także dzięki przestronnym altanom i oszklonym korytarzom w bezpośrednim sąsiedztwie porośniętych zadbaną roślinnością stawów rybnych.

Galeria zdjęć
(kliknij, żeby powiększyć)

Ogród Mistrza Sieci, Suzhou (c) 2009 by Radosław Botev

Ogród Mistrza Sieci, Suzhou (c) 2009 by Radosław Botev

Ogród Mistrza Sieci, Suzhou (c) 2009 by Radosław Botev

Do Szanghaju

Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się na stację kolejową, żeby kupić bilety do odległego o pół godziny jazdy Szanghaju. Ku naszemu zdziwieniu bilety w Suzhou nie są sprzedawane w samym budynku stacji, ale w niepozornym baraku naprzeciwko. W pierwszej chwili nie byliśmy pewni, czy kupujemy bilety na pociąg czy na autobus.
- Huoche - Chinka w okienku kasy rozwiała nasze wątpliwości dopiero po kilku próbach porozumienia się. Tak oto szczęśliwie nabyliśmy bilety kolejowe do Szanghaju.

Przejdź do dalszej części relacji z podróży do Chin ->>>>>>>>>

Forum Viatoris - strona główna

O nas

 

Grafika w tle (godło Chińskiej Republiki Ludowej) to zmodyfikowana grafika z VectorImages.