Po krótkim spacerze po oazie zdecydowałem się pojechać na miejscowy targ wielbłądów, który z perspektywy uważam za największą atrakcję miasta, jeśli nie całych Emiratów. Jest to autentyczny targ, na którym sprzedaje się wielbłądy. Większość transakcji odbywa się wczesnym rankiem i siłą rzeczy - jadąc z Abu Zabi - nie miałem możliwości zdążyć na to widowisko. Niemniej same wielbłądy można zobaczyć na targu przez cały dzień. Byłem też świadkiem jednej transakcji sprzedaży, gdy Arabowie dobiwszy targu, żwawo uścisnęli sobie ręce, po czym nabywca załadował wielbłąda na pickupa. Na targu sprzedaje się też i inne rodzaje zwierząt - między innymi kozy, ale są też i całe sklepy z różnorakimi egzotycznymi ptakami. Handluje się tu też paszą dla zwierząt. Dla wszystkich zainteresowanych autentycznym życiem Emiratczyków jest to obowiązkowy punkt programu podróży. Na tym jednak nie zaprzestałem obserwacji życia tutejszych mieszkańców. Powróciwszy do centrum miasta, udałem się jeszcze na tutejszy bazar owocowo-warzywny. Właściwie nie było to nic specjalnego - takie zadaszone hale bazarowe czy też handel wprost z samochodu na ulicy można zobaczyć wszędzie na świecie, w tym także w Europie. Mimo wszystko lubię zaglądać w podobne miejsca, gdzie toczy się zwyczajne życie mieszkańców odwiedzanych krajów. A właśnie prowincjonalne miasteczko Al-Ajn dało możliwość zobaczenia takiego zwyczajnego życia - z dala od nowoczesnych wieżowców na wybrzeżu. Na tym zakończyłem wizytę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, kolejnego dnia czekał na mnie już nowy kraj. Ale o tym już na kolejnych stronach. Przejdź do dalszej części relacji z podróży po Bliskim Wschodzie ------>>>>>>>>
|
|