Kirgistan 2017 cz. II
Copyright (c) 2019 by Radosław Botev
<<<<<<----- Wróć do początku relacji z podróży do Azji Środkowej
Osz - stolica południowego Kirgistanu
Do Osz
doczłapałem się wczesnym popołudniem marszrutką wiozącą mnie z
górskich pastwisk w okolicach Sary-Tasz. Drugie pod względem
wielkości miasto Kirgistanu przywitało mnie zgiełkiem samochodów
tłoczących się w wąskich uliczkach wśród odrapanych budynków w
pobliżu miejsca określanego mianem dworca - w istocie zaś
ogrodzonego placu pogrążonego w typowym dla takich
miejsc bezładzie autobusów i podróżnych. Zakwaterowałem
się w przytulnym pensjonaciku Lovely
Home for You z hostelowymi pokojami - bodaj najlepszej
budżetowej opcji noclegowej w Osz. Nadszedł czas na zwiedzanie
miasta. Osz - jak też i wszystkie inne
miasta w Kirgistanie - pozbawiony jest w zasadzie zabytków, które
mogłby zainteresować turystów. Do Kirgistanu nie przyjeżdża się
na zwiedzanie miast, atutem tego kraju są
góry. Znakiem rozpoznawczym Osz jest natomiast skaliste
wzgórze Sułajman Too, górujące nad płaską jak stół Kotliną
Fergańską. Roztacza się stąd rozległy widok na
miasto, jak też i położony u podnóża meczet
Sułajman Too. Ale to właśnie samo wzgórze znalazło się na
liście światowego dziedzictwa - ponoć jest to miejsce czczone od
tysiącleci, aktualnie na szczycie znajduje się mały meczecik, ku
któremu wiodą kręte, betonowe schody. Na samym wzgórzu zachowały się
ponoć także prehistoryczne petroglify, ale mimo usilnych prób nie
udało mi się ich odnaleźć. Miejsce to nie jest dobrze oznakowane, a
główna ścieżka wbrew pozorom nie prowadzi do petroglifów, a tylko do
muzeum archeologicznego w jednej z jaskiń - niezbyt zresztą
zasobnego w zbiory. Petroglify powinny się
znajdować w jaskiniach na samym szczycie, a tam prowadzą
tylko dzikie, strome ścieżki po zboczu. Jedną z tych
jaskiń odwiedziłem - miejsce do wprawdzie doskonale odpowiada moim
wyobrażeniom o jaskiniach zamieszkiwanych niegdyś przez ludzi:
olbrzymie wejście i przestronna komora, w której ludzie
mogli kiedyś zbierać się przy palensku, w stropie zaś niewielki
otwór, którym mógł ulatywać dym. Niestety ściany tej jaskini pokryte
były znacznie bardziej współczesnym, niezbyt wyszukanym graffiti. Do
pozostałych jaskiń nie zajrzałem - może kiedyś jeszcze zawitam do
Osz, położonego przecież u zbiegu głównych szlaków Kirgistanu,
a wtedy postaram się znaleźć i petroglify. Na razie pozostało mi
tylko podziwianie panoramy miasta. Meczet Sułajman Too u podnóża góry przyciąga wzrok jako obiekt wyróżniający
się architektonicznie na tle posowieckiej zabudowy miasta. Cztery
strzeliste minarety wzbijają się ku niebu po bokach budowli
wzniesionej na planie kwadratu, zwieńczonej okrągłą kopułą. Nie jest
to jednak zabytek - meczet ten wzniesiono ledwie w 2012 roku. Nie
sposób jednak zupełnie pominąć tego obiektu w opisie miasta - jest
to bowiem największy meczet w południowej części Kirgistanu (w
północnej części kraju - w Biszkeku - w 2018 roku, a więc już
po mojej wizycie, otwarto jeszcze większy meczet). W galerii poniżej
meczet ten widoczny jest w pełnej krasie.
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
|
W południowokirgiskim Osz nie
zabawiłem zbyt długo. Pokręciłem się tylko po mieście, w którym nie
znalazłem właściwie nic godnego większej uwagi. Ponurą atmosferę
zapyziałego, prowincjonalnego miasteczka zdawał się mącić tylko gwarny lunapark u wschodnich podnóży
Sułajman Too. Ale i on wywoływał u mnie dziwne apokaliptyczne
skojarzenia: gdyby nagle zniknęli wszyscy bawiący się czy
spacerujący tu ludzie, miejsce to przypominałoby nieco opuszone
po katastrofie w Czarnobylu ukraińskie miasto
Prypeć.
Podróż z Osz do Biszkeku
Czas
naglił. Na Kirgistan przeznaczone miałem tylko trzy dni. Trzeba było
zatem ruszać do stolicy. Z Osz do Biszkeku nie kursują żadne
autobusy - wielu turystów trasę tę pokonuje drogą lotniczą.
Kirgiskie tanie linie lotnicze Air Manas oferują czasem na tej trasie bilety w
świetnej cenie o równowartości niecałych stu złotych. Ja
jednak chciałem zobaczyć jak najwięcej z kirgiskiej prowincji
i tutejszych spektakularnych krajobrazów - choćby tylko
zza szyb samochodu. Musiałem więc znaleźć transport lądowy do
Biszkeku. Okazało się, że z Osz jeżdżą tam prywatne marszrutki,
które znaleźć można u zbiegu ruchliwych ulic Masaliewa
i Nawoj. Jak zwykle w takich miejscach
wystarczy pojawić się tam rano z plecakiem, a zaraz znajdzie się
kilku naganiaczy, którzy wskażą właściwy samochód do Biszkeku
(odjazd - rzecz jasna - dopiero po zebraniu się kompletu
pasażerów). Droga okazała się bardzo
długa. Do kirgiskiej stolicy dotarłem dopiero przed
północą - po kilkunastu godzinach jazdy. Po drodze marszrutka
kilkakrotnie zatrzymywała się jadnak w przydrożnych
wioskach, dzięki czeku mogłem choć przez chwilę podpatrzeć
codzienne życie Kirgizów. Widziałem więc miejscowe dziedziaki wesoło
dokazujące przed chatami czy też taszczące wodę ze studni po
wyboistych polnych drogach. Widziałem też dorosłych pracujących w
gospodarstwie, czy też spieszących gdzieś za codziennymi
obowiązkami. Postoje trwały jednak zbyt krótko, bym mógł bliżej
poczuć atmosferę kirgiskich wiosek na trasie. Niemal przez całą
trasę z Osz do Biszkeku - nie licząc krótkiego odcinka Kotliny
Fergańskiej - towarzyszyły mi górskie krajobrazy. Szosa prowadziła
to wąwozem, to pięła się po zboczu, to znów opadała ku szmaragdowym
jeziorom w oddali. Górskie zbocza były suche i spalone słońcem,
gdzieniegdzie przezierały zaś różnokolorowe skały, podobne do tych,
które widziałem jeszcze w Chinach. Krajobraz
zmienił się nieco dopiero przed zmierzchem - znów pojawiły się
zielone, wysokogórskie hale, pełne stad owiec, zaganianych wieczorem
do zagród przed jeżdżących konno kirgiskich pasterzy. Raz po raz
mijaliśmy też rozstawione jurty - tak charakterystyczne dla
interioru Azji. Mimo roztaczających się wokół
malowniczych krajobrazów musiałem jednak przyznać, że jazda po
kirgiskich drogach nie jest bynajmniej sielanką i wymaga nie lada
nerwów. Tutejsi kierowcy za nic mają nie tylko przepisy ruchu
drogowego (jeśli w ogóle je znają), ale też elementarne zasady
bezpieczeństwa. Wielokrotnie widziałem, jak nasza marszrutka jechała
niemal na czołowe zderzenie z nadjeżdżającą ciężarówką, by dopiero w
ostatniej chwili powrócić na właściwy pas. Zastanawiałem się, jak w
ogóle można wykonywać takie manewry i to mając kierownicę założoną
na sposób angielski przy prawostronnym ruchu? Na szczęście
do celu dotarliśmy bez większych przygód. Z ulgą pożegnałem się
z kierowcą marszrutki przed opuszczonym o tej porze gmachem
zachodniego dworca autobusowego w Biszkeku. Żałowałem tylko, że z
powodu nocnych ciemności ominęła mnie okazja podziwiania krajobrazów
na większości odcinka trasy wiodącej przez Góry
Kirgiskie.
Cóż - może innym razem...
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
|
Przejdź do dalszej części relacji z podróży do Azji Środkowej ->>>>>>>>>
|