Azerbejdżan 2011 cz. I
Copyright (c) 2011 by Radosław Botev
Pierwsza noc w Baku
Kiedy o godzinie pierwszej
w nocy samolot linii Air Baltic obniżył
lot ponad Morzem Kaspijskim w azerbejdżańskiej przestrzeni
powietrznej, z zaciekawieniem przyglądaliśmy się rozświetlonym
wybrzeżom. Jednak wbrew temu, co sądziliśmy, nie były to
jeszcze światła Baku - maszyna podchodząca do lądowania na
lotnisku Heydara Aliyeva musi wpierw szerokim łukiem okrążyć
wysunięty daleko w morze Półwysep Apszeroński, by dopiero po
chwili przelecieć w pobliżu stolicy. Obserwując ziemię z kabiny
krążącego samolotu odnosiliśmy więc dziwne wrażenie, jakby
miasto obracało się wokół własnej osi. Na lotnisku kontrola
paszportowa poszła w miarę gładko - trzeba było odstać swoje w
kolejce, potem spojrzeć w małą kamerę ponad głową celnika i już po
chwili azerbejdżańskie wizy w naszych paszportach wzbogaciły się
o odbite na nich okrągłe stempelki wjazdowe. Odebrawszy bagaże,
ruszyliśmy w kierunku wyjścia z hali przylotów. Towarzyszył nam
Andrej - Niemiec pracujący dla miejscowego oddziału DAAD, którego poznaliśmy jeszcze w
samolocie. Andrej studiował kilka lat w Polsce i świetnie mówi w
naszym języku, dlatego zagadnął nas w czasie lotu. Zaproponował, że
przenocuje nas w Baku w mieszkaniu, które wynajmuje razem z
kilkoma innymi pracownikami DAAD. To akurat dobrze się składało
- przylatując do Baku w środku nocy nie mogliśmy już raczej liczyć
na znalezienie sensownego cenowo noclegu. Planowaliśmy spędzić noc
na lotnisku, co jednak - zważywszy na fakt, że w ogólnodostępnej
strefie nie ma tam dosłownie nic - nie okazałoby
się dobrym pomysłem. Opuściwszy skromne lotnisko w
Baku, cieszyliśmy się na możliwość odpoczynku po długiej podróży.
Czterogodzinna różnica czasu sprawiała, że dla nas był to dopiero
wieczór, czekała nas więc jeszcze cała noc w Baku. Andrej
uprzedził nas, że będzie ostro targował się z kierowcą taksówki.
Rzeczywiście - kiedy już przezornie ominęliśmy naganiaczy w samej
hali przylotów (którzy tak jak wszędzie indziej na świecie żądają
później dodatkowych opłat) i znaleźliśmy własną taksówkę,
zaczęły się negocjacje: kierowca początkowo zgodził się na
zaproponowaną przez Andreja cenę 10 manatów azerbejdżańskich, jednak
kiedy tylko usadowiliśmy się na tylnych fotelach starej łady,
negocjacje rozgorzały na nowo i przeciągnęły się aż do końca
półgodzinnej podróży do miasta. - On manat, on manat! -
słyszeliśmy Andreja, do znudzenia powtarzającego po azersku
uzgodnioną cenę dziesięciu manatów. W końcu zapłaciliśmy
właśnie owo wytargowane 10 manatów - równowartość ok. 40 złotych, co
- jak mieliśmy się jeszcze wielokrotnie przekonać - wcale nie było w
Azerbejdżanie zawrotną sumą pieniędzy. Z taksówki wysiedliśmy na
wąskiej, nieoświetlonej uliczce w raczej nieciekawej dzielnicy kilka
przecznic od centrum Baku. Była gorąca, nadkaspijska noc
- powietrze przesycone było parną wilgocią, inną jednak od
tej, którą znałem z tropików. W Azerbejdżanie brzegi Morza
Kaspijskiego pokrywa jałowa pustynia, stąd też w wilgotnym,
nadmorskim powietrzu w Baku, inaczej niż w tropikalnych
rejonach świata, nie czuło się przyjemnego zapachu
świeżych roślin - było po prostu nieznośnie gorąco
i duszno. Andrej poprowadził nas
schodami starej kamienicy o podrapanych, dawno już nieodmalowywanych
ścianach. Znaleźliśmy się w zagraconym mieszkaniu bez klimatyzacji i
z cieknącym kranem w kuchni i łazience. Mimo otwartych okien było
tak gorąco i duszno, że z trudem zasnęliśmy na materacu w jednym z
pokoi. Nad ranem, o wschodzie słońca rozległ się głośny śpiew
muezzina - znak, że dobiegła końca nasza pierwsza noc w
Azerbejdżanie.
Baku - miasto tysiąca fontann
Przez noc powietrze zdążyło się ochłodzić i kiedy w promieniach porannego słońca opuściliśmy mieszkanie
Andreja, kierując się w stronę centrum Baku, odczuwaliśmy już raczej komfort termiczny. Mieliśmy rezerwację
noclegu w schronisku Caspian Hostel na starym mieście.
Zanim jednak tam dotarliśmy - przeszliśmy przez reprezentacyjny plac
w centrum azerbejdżańskiej stolicy: Plac Fontann
(Fəvvarələr meydanı)
- deptak wysadzany palmami i
innymi drzewami strefy klimatu śródziemnomorskiego, przede wszystkim
zaś ozdobiony przeróżnych kształtów fontannami. Fontanny
pojawiają się zresztą w Baku na każdym niemal kroku - od
małych zieleńców po szerokie aleje przed mniej lub bardziej reprezentacyjnymi
budynkami miasta. Powód tego jest prosty - Baku leży
na pustyni, zaś obecność fontann zwiększa wilgotność powietrza i
pozwala utrzymać sztucznie nasadzoną roślinność. Same trawniki i drzewa
są zresztą nieustannie zraszane i podlewane przez służby miejskie,
a do ich nasadzenia specjalnie zwożono żyzną ziemię z odległych
zakątków kraju. W połączeniu z zadbanymi, czystymi ulicami i
placami wszystko to sprawia, że spacer po centrum Baku jest bardzo
przyjemny nawet w najbardziej upalne letnie dni. Poniżej znajduje
się galeria zdjęć z placów Baku, uzmysławiająca, dlaczego ochrzciliśmy
azerbejdżańską stolicę mianem miasta tysiąca
fontann.
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
| Bakijska starówka
Na starówkę w Baku
(„Iczeri Szeher” - Stare Miasto) dostać się można jedną z kilku
warownych bram w murach obronnych. Po przekroczeniu takiej bramy
oczom naszym ukazały się urocze stare kamieniczki i spokojne,
brukowane uliczki. Jednym z ważniejszych zabytków bakijskiej
starówki jest Baszta Dziewicza (Qız qalası), którą minęliśmy w drodze do schroniska. Ta
średniowieczna wieża (wzniesiona w XII stuleciu na miejscu
starszej budowli warownej) powstała jako część fortyfikacji
okalających azerską stolicę w minionych wiekach. Wznosi
się na blisko 30 metrów tuż przy nadmorskiej promenadzie na skraju
starego miasta, a jej masywne mury mają u podstawy aż 5 metrów
grubości. Nazwa wieży prawdopodobnie wskazuje na fakt, iż
budowli tej nigdy nie zdobyły siłą obce wojska, chociaż istnieją też
legendy mówiące o młodej dziewicy - córce tutejszego chana - która
więziona przez swego ojca rzuciła się z wieży i zginęła w odmętach
Morza Kaspijskiego. Obecnie na kilku kondygnacjach we
wnętrzu wieży mieści się skromne muzeum poświęcone historii
Azerbejdżanu. Ze szczytu budowli rozciąga się szeroki widok na
starówkę i okoliczne dzielnice Baku. Idąc dalej brukowaną uliczką
bakijskiej starówki minęliśmy kamienny meczet z małym
minarecikiem i po chwili znaleźliśmy się na placu przed
hotelem Meridian. Jednak
to nie tam zamierzaliśmy się zatrzymać - tuż za luksusowym hotelem
wąziutka uliczka prowadzi bowiem do o wiele skromniejszego
miejsca noclegowego - do schroniska Caspian Hostel. I
tu czekała na nas niemiła niespodzianka. Przez Internet
rezerwowaliśmy bowiem dwuosobowy pokój, licząc na względną
prywatność w czasie naszej podróży poślubnej. Jak się okazało ten
"dwuosobowy pokój" oddzielony był jedynie kotarą od
dziesięcioosobowej sali zbiorowej, a do tego okazał się pokojem
przejściowym - każdy lokator musiał przejść przez nasz pokój, żeby
dostać się do kuchni lub łazienki. Mimo tak oczywistego oszustwa
zdecydowaliśmy się jednak zostać w tym schronisku i... raczej nie żałujemy -
schronisko jest zadbane, pokój był klimatyzowany, a obsługa bardzo
miła. Oprócz Baszty Dziewiczej
do najważniejszych zabytków w obszarze starego miasta zalicza się
także Pałac Szachów Szyrwanu. Ten kompleks
budowli, składający się między innymi z właściwego pałacu, meczetu i
mauzoleum, należał niegdyś do władców potężnego królestwa
istniejącego we wczesnym średniowieczu na obszarze dzisiejszego
Azerbejdżanu. Chociaż początkowo stolicą ich państwa było oddalone o
ponad sto kilometrów na wschód miasto Szemacha, to jednak
strategiczne położenie Baku nad Morzem Kaspijskim zdecydowało z
czasem o przeniesieniu siedziby władców i stało się przyczyną
budowy ich okazałej rezydencji właśnie w tym miejscu. Większość
zachowanych do dziś budowli kompleksu pochodzi z XV wieku. Pałac
zamieszkany był jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy to został
poważnie zniszczony, a następnie zdobyty przez wojska
rosyjskie. Architektura pałacu zdradza silne wpływy arabskie i
perskie: ośmiokątna sala ceremonialna (divanchana) zdobiona jest bogatymi
motywami roślinnymi, a dachy większości pomieszczeń mają kopulaste
sklepienia. Interesująca jest także kolumnada wokół divanchany, a
także zdobiona brama mauzoleum, w którym chowano szachów Szyrwanu u
szczytu ich potęgi.
Galeria zdjęć (kliknij,
żeby powiększyć)
|
|
|
| Spacer po Baku
Kiedy opuściliśmy Pałac Szyrwanszachów, mocno zaczynało już nam się
dawać we znaki prażące słońce Azerbejdżanu. Żona nie przyzwyczaiła
się jeszcze do nadkaspijskich upałów, stąd też ucięła sobie
drzemkę w schronisku, ja zaś ruszyłem na zwiedzanie miasta. W
pierwszej kolejności udałem się na zadbaną nadmorską
promenadę. Na zalanym słońcem deptaku biegnącym wzdłuż brzegów
Morza Kaspijskiego nie było o tej porze dnia niemal żywej duszy,
toteż w samotności kontemplowałem panoramę miasta i spokojną
taflę morza. Przeszkadzał mi tylko intensywny i niezbyt przyjemny
zapach glonów unoszący się w przesyconym wilgocią powietrzu. Morze Kaspijskie, przez Azerów zwane Morzem Chazarskim (Xəzər dənizi) od
nazwy średniowiecznego ludu Chazarów zamieszkującego stepy na
północ od Kaukazu, jest obszarem bezodpływowym -
cała woda spływająca tu potężną rzeką Wołgą z terenów Rosji,
czy też innymi mniejszymi rzekami, musi wyparować w czasie upalnego
lata. Względnie niewielki ruch wody w odciętym od oceanu
zbiorniku sprzyja też rozwojowi glonów - w ciągu roku powstaje ich w
Morzu Kaspijskim aż kilkadziesiąt milionów ton. Stąd też w lecie
powietrze w Baku staje się parne i duszne od kaspijskiej wilgoci, a
na nadbrzeżnej promenadzie unosi się zapach słonolubnych glonów. Co
jednak ciekawe, pośrednio to właśnie glonom Azerbejdżan zawdzięcza
swoje największe bogactwo - ropę naftową. Ogromna ilość tych roślin,
przez miliony lat gromadząca się na brzegach i dnie morza,
doprowadziła w końcu do powstania bogatych złóż czarnego złota, z
taką lubością wydobywanego dziś spod ziemi przez licznie rozstawione
wokół Baku żurawie pompowe oraz platformy wiertnicze na Morzu
Kaspijskim. Patrząc z promenady na zabudowę Baku nie sposób nie
dostrzec szybko i licznie powstających tu nowoczesnych wieżowców. W
połączeniu z pięknie przystrzyżonymi trawnikami, zadbanymi
zieleńcami i raz po raz przemykającymi ulicą drogimi samochodami
nasuwa to nieodparte skojarzenia z inną metropolią wzniesioną
na pokaz za rządowe petrodolary - Dubajem w Zjednoczonych
Emiratach Arabskich. Taki też był zresztą zamysł azerbejdżańskich
władz - dać świadectwo bogactwu i naftowej potędze
państwa. Podobnie bowiem jak nad Zatoką Perską, tak i nad
Morzem Kaspijskim wydobycie ropy naftowej jest bodajże najważniejszą
gałęzią miejscowych gospodarek. A naftowe potęgi lubią chwalić
się na zewnątrz swoim bogactwem, które jednak nie zawsze idzie w
parze z zamożnością mieszkańców. Rozdźwięk między ogromnym
bogactwem związanej z przemysłem naftowym części społeczeństwa a
skrajną biedą pozostałej części widać zresztą jak na dłoni po
bliższym poznaniu miasta. W Baku tuż obok lśniących witryn
sklepowych międzynarodowych sieci Kenzo czy Christian Dior, odwiedzanych przez miejscowych bogaczy, często
straszą bowiem odrapane ściany
ubogich domów i zakurzone, zaniedbane
podwórza. Zastanowiło mnie, czemu w takiej sytuacji naród
nie buntuje się przeciw rodzinie Aliyevów, rządzących krajem od kilku
dziesięcioleci? Dlaczego zmarły prezydent Heydar Aliyev cieszy
się tu taką estymą, a
jego wizerunek spotyka się w Baku niemal na
każdym kroku? Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że dyktatorzy rządzą
twardą ręką i szybko niszczą opozycjonistów, którzy mogliby stać się
przywódcami buntu. Tak rozmyślając, z mieszanymi uczuciami
spoglądałem na połyskujące w południowym słońcu nowoczesne wieżowce.
Wprawdzie owo nowe miasto, wznoszone obecnie przez
azerbejdżańskie władze, wygląda bardzo estetycznie, a i spacer
zadbanymi, wysprzątanymi ulicami jest przyjemny, szybko zatraca się
tu jednak charakter dawnej nadkaspijskiej metropolii. Takie miasto
razi swoją sztucznością, pozbawione jest swojej duszy, zostaje
odcięte od historii. W dzisiejszym Baku próżno już szukać atmosfery
sprzed blisko stu lat, uchwyconej w Przedwiośniu Stefana Żeromskiego.
Jak na ironię, dzisiejszy Cezary Baryka znalazłby
swoje „szklane domy” właśnie tutaj - w tych nowych,
epatujących bogactwem dzielnicach dwudziestopierwszowiecznej
stolicy Azerbejdżanu.
Kiedy zelżał już nieco nieznośny nadkaspijski
upał, wraz z żoną udałem się do tutejszego Muzeum Dywanów. W czasie naszej wizyty
w Baku w lipcu 2011 roku dobiegała właśnie końca budowa
nowego, nowoczesnego gmachu muzeum, wciąż jednak nie przeniesiono
tam jeszcze eksponatów - chcąc obejrzeć kolekcję dywanów udaliśmy
się zatem do starego, neoklasycystycznego budynku
przy nadmorskiej promenadzie, w którym dawniej mieściło się
Muzeum Lenina. Przewodnik LonelyPlanet zachwala to miejsce - podobno
mają tu z 1000 dywanów z całego Azerbejdżanu, a także Iranu i
Dagestanu. W rzeczywistości byliśmy jednak zawiedzeni - w zaledwie kilku
salach wywieszono mało atrakcyjne, zakurzone dywany (rzeczywiście
z różnych stron Azerbejdżanu). Naszą uwagę przyciągnęła
jedynie tradycyjna sala weselna, od podłogi po sufit wyłożona
kunsztownymi, czerwonymi kobiercami. Żeby jednak oddać sprawiedliwość
temu miejscu, muszę nadmienić, że nie skorzystaliśmy
z możliwości zwiedzania muzeum z przewodnikiem - nasza ocena może
więc wynikać z niezrozumienia ekspozycji. Wieczorem udaliśmy
się na obiad do restauracji L'Aparte przy starym mieście.
Za niewygórowaną jak na azerbejdżańskie warunki cenę kilku manatów
można tu zjeść porządny posiłek wybrany z bogatego menu. Restauracja
jest też cicha i spokojna, a że znajduje się w piwnicy - panuje tam
przyjemny chłód. Miejsce to na tyle przypadło nam do gustu, że
stołowaliśmy się tam codziennie w czasie naszego kilkudniowego
pobytu w Baku. W czasie spaceru
po nabrzeżnej promenadzie na jednym ze wzgórz okalających
Zatokę Bakijską wypatrzyłem dziwnie wyglądający monument.
Wiedziony ciekawością wspiąłem się po stromych, kamiennych
schodach wzdłuż niedziałającej kolejki. Już na samych schodach
dostrzegłem umundurowanych żołnierzy pełniących wartę -
niezaprzeczalny znak wojskowego charakteru pomnika. Rzeczywiście -
strzelistą budowlę z wiecznie płonącym zniczem ustawiono na końcu
swoistej Alei Zasłużonych z tablicami
upamiętniającymi bohaterów niedawnej wojny z Armenią. Ów zbrojny
konflikt wokół Górskiego Karabachu - regionu położonego kilkaset
kilometrów na zachód od Baku, na terenach uznawanych przez
społeczność międzynarodową za integralną część Azerbejdżanu,
obecnie de facto administrowaną jednak
przez Ormian - wybuchł w latach dziewięćdziesiątych
ubiegłego stulecia po upadku Związku Radzieckiego. Region ten przez
stulecia zamieszkany był przez chrześcijańską ludność ormiańską,
żyjącą w niedostępnych górskich osadach i dzięki temu z powodzeniem
opierającą się islamizacji przez Persów i Osmanów. Jednakże po
I wojnie światowej, mimo klęski Turcji i utworzenia Demokratycznej
Republiki Armenii, Górski Karabach został przez aliantów oddany we
władanie Azerbejdżanowi w zamian za dostęp do złóż ropy w okolicach
Baku. W ten sposób, kiedy Zakaukazie zostało zdobyte przez Rosjan,
region znalazł się w granicach Azerbejdżańskiej Socjalistycznej
Republiki Radzieckiej jako Nagorno-Karabachski Obwód Autonomiczny. W
latach 80. XX wieku w obliczu chwiejącej się już potęgi radzieckiej
w Górskim Karabachu obudziły się nastroje proormiańskie, co spotkało
się z ostrą reakcją władz: zlikwidowano autonomię i przeprowadzono
krwawe pogromy Ormian. Po
ostatecznym upadku ZSRR Górski Karabach zbuntował się przeciw
Azerbejdżanowi i proklamował niepodległość. Władze azerbejdżańskie
odpowiedziały zbrojną interwencją, jednak ostatecznie region został
opanowany przez Ormian i funkcjonuje dziś jako de
facto niepodległe quasi-państwo w stanie permanentnego zawieszenia
broni w oficjalnie wciąż trwającej wojnie z Azerbejdżanem.
Azerbejdżan do dziś nie przebolał porażki i utraty kontroli
nad Górskim Karabachem i chociaż Baku oficjalnie prowadzi negocjacje
z Armenią w celu odzyskania kontroli nad regionem, coraz
bardziej realna staje się groźba ponownej zbrojnej
interwencji Azerów. Paradoksalnie właśnie to narastające
napięcie i rosnące zagrożenie katastrofalną w skutkach otwartą
wojną w regionie może w ostatecznym rozrachunku
przyczynić się do spełnienia dążeń karabachskich Ormian: kwestią
Górskiego Karabachu w ostatnich latach żywo zainteresowała się
bowiem społeczność międzynarodowa i światowe mocarstwa z Rosją i USA
na czele, którym nie na rękę byłaby destabilizacja sytuacji
politycznej w tym roponośnym regionie. Na
razie jednak zarówno w Baku, jak i odległym od stolicy Górskim
Karabachu, panuje spokój i bez obaw spoglądałem teraz na szeroką
panoramę nadkaspijskiej metropolii, rozpościerającą się ze wzgórza z
Pomnikiem Zasłużonych. Widać stąd jak na dłoni całe centrum
Baku z nadmorską promenadą, portem i starówką. Było to miejsce, w
którym zakończyłem zwiedzanie azerbejdżańskiej stolicy - teraz czekały nas atrakcje
wnętrza kraju.
Przejdź do dalszej części relacji z podróży do Azerbejdżanu ->>>>>>>>>
|