
Maroko 2007 cz. V
Copyright (c) 2007 by Radosław Botev
<<<<<<-Przejdź do
początku relacji z podróży do Maroka
Atlas Wysoki
Szosa łącząca Marrakesz
z Warzazatem
(Ouarzazate) wije się wśród
nagich zboczy Atlasu Wysokiego. Miejscami droga wspina się na wysokość
przekraczającą 2000 metrów nad poziomem morza. Na samych szczytach
zimą zalega tu śnieg. Autobus mija po drodze niewielkie
miejscowości, wciśnięte między głębokie przepaście
a strome ściany zboczy. W jednej z takich miejscowości
zatrzymujemy się na posiłek. Nie ma tu nic oprócz kilku, może
kilkunastu budynków, ale za to przy szosie stoją sprzedawcy
grillowanych przekąsek. Szosa prowadzi dalej przez przełęcz Tiszka,
skąd rozpoczynają się wysokogórskie szlaki - latem jest to z
pewnością raj dla piechurów, o tej porze roku wędrówka byłaby
jednak z pewnością niebezpieczna. Notuję jednak w pamięci,
aby kiedyś przyjechać tu latem. Niewątpliwą atrakcją w Atlasie
Wysokim byłaby wędrówka w okolicach masywu Dżabal Tubkal -
najwyższej góry Maroka.
Opuściwszy
łańcuch Atlasu, autobus podąża dalej na południowy wschód
wzdłuż zielonej doliny - to Wadi Dara, jedna z ważniejszych
dolin rzecznych Maroka. Nad jej brzegami od stuleci wyrastają
zielone gaje palmowe i ciągną się pola uprawne, co ostro kontrastuje
z otacząjącą ten region jałową pustynią. Miejscowa ludność w
wielu miejscach wciąż żyje w tradycyjnych
ksarach - wznoszonych z kamienia i gliny
ufortyfikowanych osadach o bezładnym układzie domów i
ulic. Nieostre zdjęcie obok, wykonane z autobusu,
przedstawia jedną z takich osad w dolinie Wadi Dara.
Najsłynniejszym ksarem w tej części Maroka jest Ajt Bin Haddu, dokąd
zamierzałem się dostać.
Warzazat Na razie jednak dotarłem do miasta
Warzazat, zwanego z
francuska Ouarzazate. Zatrzymałem się w jednym z
hoteli tuż przy głównym dworcu autobusowym. Warzazat skupiony
jest praktycznie przy jednej głównej ulicy - Avenue Mohammed V. To tutaj mieści się większość sklepów i
budynków użyteczności publicznej. W mieście panuje
zrelaksowana, a nawet nieco senna atmosfera. Większość
turystów zatrzymuje się tu tylko w drodze do ważniejszych
atrakcji turystycznych regionu - do Ajt Bin Haddu
lub do położonych nieco dalej na południowy
wschód marokańskich oaz południa. Ja zamierzałem dostać
się stąd następnego dnia do wpisanego na listę światowego
dziedzictwa UNESCO Ajt Bin Haddu.
Na drodze do urzeczywistnienia mojego planu
stanął jednak brak transportu publicznego. Mogłem oczywiście -
podobnie jak w Meknesie - skorzystać z taksówki,
jednak kończyły mi się już fundusze, jakie przeznaczyłem na
zwiedzenie Maroka. Na domiar złego okazało się, że - wbrew
informacjom w przewodniku Pascala - nie ma bezpośredniego
połączenia autobusowego między Warzazatem i Agadirem, który miał być
kolejnym przystankiem w mojej podróży. Musiałem więc nadłożyć
później drogi, wracając do Marrakeszu. Zamiast więc jechać do Ajt Bin Haddu udałem się na
kilkukilometrowy spacer wzdłuż szosy wiodącej w kierunku Marrakeszu.
Po lewej stronie mija się tu pola uprawne doliny Wadi
Dara z
wyrastającymi gdzieniegdzie kępkami palm. Raz po raz wyprzedzały
mnie wózki ciągnięte przez osły i widywałem też miejscowe kobiety,
grzebiące motyką w ziemi. W połączeniu z widocznym w oddali ksarem
sprawiało to, że czułem się, jakbym odbywał podróż w czasie, jakbym
znalazł się gdzieś w głębokiej starożytności - w dawnym Egipcie,
czy w afrykańskich prowincjach Rzymu. Uczucie to miało mi
towarzyszyć w mojej podróży jeszcze parokrotnie - w położonej
znacznie dalej na południe Mauretanii. Ale to tu - w Maroku, na
przedpolu Sahary, przyszło mi po raz pierwszy do głowy, że tutejsze
krajobrazy doskonale odpowiadają plenerom hollywoodzkich
filmów. I nic w tym dziwnego - Warzazat jest siedzibą jednego z
bardziej znanych studiów filmowych - Atlas Studios.
Do
studia nietrudno trafić - już od szosy widać długi, stylizowany mur
z blankami i rzeźby wyobrażające staroegipskie sarkofagi przy bramie
wjazdowej. Atlas Studios było miejscem kręcenia
takich superprodukcji jak Gladiator, czy
Kleopatra. Za niewielką opłatą wciąż można tu obejrzeć
część filmowych dekoracji. Z oddali można też zobaczyć dalsze
dekoracje - trochę dziwacznie wygląda fragment średniowicznego
zamku z machinami oblężniczymi pośród bezkresnej
hamady jakieś dwa kilometry za studiem.
Tuż obok drogi
wjazdowej do studia znajdują się niewielkie piaszczyste nasypy.
Roztacza się stąd imponujący widok na zieleń Wadi Dara, jeszcze
bardziej kontrastującą w tym miejscu z rozległą, monotonną pustynią.
Najwspanialsze oazy marokańskiego południa znajdują się wprawdzie
nieco dalej na południe - Zaghura (Zagora), Amazru, Mihamid
- jednak nawet tu, w Warzazacie byłem już w granicach rezerwatu
biosfery, utworzonego dla ochrony tej naturalnej strefy buforowej,
broniącej Maroka przed agresją zachłannej Sahary.
Kiedy tak stałem na nasypie, z oddali wypatrzyły
mnie miejscowe dzieciaki i zaraz się zaczęło: -
Monsieur, monsieur, da pan trochę dirhamów,
sil vous plait! - usłyszałem już z daleka. Chociaż nie
byłem jeszcze w Czarnej Afryce, nawet i tu, jak widać, białego
turystę traktuje się jak skarbonkę. Z Warzazatu - jak wspomniałem
- miałem jechać do Agadiru, ale wobec braku transportu zmuszony
byłem zawrócić do Marrakeszu. Szczerze mówiąc po ponad dwóch
tygodniach w Maroku miałem już trochę dość tego
kraju. Nie, żeby było tu jakoś szczególnie
nieprzyjemnie - nawet wręcz przeciwnie. Po prostu byłem już dość
długo w podróży, a do Senegalu i Gambii było wciąż
jeszcze bardzo daleko - zapragnąłem więc szybkiej odmiany
i przyspieszenia tempa podróży. Dlatego zdecydowałem się zrezygnować
z wizyty w Agadirze, a także w zachodniosaharyjskim
Al-Ujunie, i kupiłem w Marrakeszu bilet autobusowy
bezpośrednio na dalekie południe - do Ad-Dachli.
Przejdź do relacji z podróży do Sahary Zachodniej
->>>>>>>
|