Gambia 2007
cz. II
Copyright (c) 2007, 2009 by Radosław Botev
<<<<<<----- Wróć do
początku relacji z podróży do Afryki
W poszukiwaniu bankomatu
Wjeżdżając
do Gambii nie miałem przy sobie dużo gotówki, więc w drugim dniu
pobytu potrzebowałem już pieniędzy na dalszą podróż. Ponieważ nie dysponowałem czekami podróżnymi,
jedynym rozwiązaniem był bankomat. Sądziłem, że nie będzie z tym kłopotu,
bo w Gambii bankomatów jest aż pięć (sporo, jak na
niewielkie afrykańskie państewko) - jeden w Bandżulu, jeden w
Bakau, dwa w Serekundzie i jeden w Kololi. Nieprzypadkowo wszystkie
te miejsca leżą na atlantyckim wybrzeżu - jest to przecież bijące
serce gambijskiej turystyki. Bankomat w Bandżulu znajduje
się przy ECOWAS Avenue za białym ogrodzeniem na podwórzu
Standard Chartered Bank naprzeciw komisariatu policji. Ustawiłem się
w kilkuosobowej kolejce miejscowych, mając nadzieję wkrótce wydobyć
z bankomatu plik pięknie zdobionych dalasi. Tutejsze banknoty
prawdziwie cieszą oko - pełno na nich rozmaitych kolorowych
motywów bujnej roślinności, doskonale komponującej się z
przedstawianymi budowlami czy egzotycznymi ptakami;
gambijskie pieniądze są jakby pierwszym namacalnym kawałkiem
tropikalnego raju, na jaki natrafia w tym kraju podróżny.
Na razie jednak stałem przed bankomatem z plastikową kartą w ręku
i niemal pustą kieszonką na pieniędze pod
ubraniem i zastanawiałem się, czemu to tak długo trwa. Wyglądało to tak,
jakby każda z osób przede mną kilkakrotnie powtarzała
czynność wkładania karty, wpisywania pinu i odbierania
pieniędzy. Wreszcie, kiedy po niemal kwadransie byłem już drugi
w kolejce i niecierpliwie przyglądałem się, co robi
stojąca przede mną tęga Murzynka w średnim wieku, zrozumiałem,
na czym polegał problem. Otóż przy niskiej wartości pojedynczych banknotów (najwyższy nominał 100 dalasi wart jest w przybliżeniu 10 złotych polskich), chcąc wypłacić sensowną sumę pieniędzy, należy to robić kilkakrotnie
- bankomat nie jest bowiem w stanie wydać naraz zbyt dużej
liczby banknotów. Dlatego oczekiwanie w kolejce przedłuża
się niemal trzykrotnie, a kiedy wreszcie dobrnąłem do
upragnionej tablicy z numerowanymi przyciskami, okazało się, że w
bankomacie właśnie zabrakło pieniędzy. Miałem teraz dwa wyjścia - poczekać, aż bankowi urzędnicy uzupełnią zapas, albo ruszyć na poszukiwanie
bankomatu w jednym z nadmorskich kurortów. Obawiałem się,
że w afrykańskich warunkach czekanie na dobrą wolę urzędników mogłoby
się przeciągnąć na kilka dni, dlatego bez wahania wybrałem to
drugie wyjście - tym bardziej, że dawało to okazję do odwiedzenia
atlantyckiego wybrzeża. Z
Bandżulu do Bakau kursują niewielkie mikrobusy, odjeżdżające z
niepozornego placyku w północno-zachodniej części miasta. Szukając
tego miejsca, zwróciłem jeszcze uwagę na stojący nieopodal budynek
kościoła. To St. Mary Anglican Cathedral,
anglikańska katedra św. Marii w Bandżulu. Zbudowano ją dopiero w
1992 roku, mimo to budynek ten nie sprawia jednak wrażenia
nowoczesnej, pozbawionej charakteru budowli. W otoczeniu dwóch
pokaźnych palm katedra jest nie tylko jednym z najbardziej
reprezentacyjnych budynków miasta, ale też dobrze współgra z
jego kolonialną zabudową. Obok, tuż naprzeciw placyku z
mikrobusami, mieści się niewielkie Muzeum Narodowe Gambii
(National Museum of The Gambia), w którym można ponoć
zobaczyć między innymi tradycyjne, afrykańskie instrumenty muzyczne,
a także zdjęcia i mapy z okresu kolonialnego. Muzeum było jednak
akurat nieczynne, a ja i tak musiałem teraz oszczędzać każdy butut
(gambijski grosz), nie wiedząc, gdzie i czy znajdę działający
bankomat.
Bakau
Droga z
Bandżulu do Bakau wiedzie dobrze utrzymaną, nowoczesną trasą
samochodową wśród bagien i lasów namorzynowych. Mikrobus, wypełniony
rozgadaną afrykańską młodzieżą, mknął zwinnie po równej nawierzchni
asfaltu. Przed samym Bakau zaczęły się także zdziczałe zagajniki
palmowe i małe poletka uprawne, na których pracowały miejscowe
kobiety. Bakau jest niewielką
mieściną, w której panuje spokojna, leniwa atmosfera. Odniosłem
wrażenie, że jest to właściwe miejsce
dla turystów pragnących wypocząć w tropikalnym zaciszu. Wzdłuż
głównej ulicy - Atlantic Road - ciągną się stragany miejscowego targu
- można tu kupić owoce, ryby, zapewne też
pamiątki. Wyraźnie czułem też bliskość oceanu - rzeźkie powietrze
wprost przesycone było zapachem morza, a szum fal rozbijających się o
brzeg gdzieś za drzewami mieszał się z głosami targujących
się przekupniów. Za bardzo nie miałem czasu
na przyglądanie się oferowanym tu towarom - chciałem
przede wszystkim odnaleźć bankomat. Tutejszy bank mieści się
w odległości kilkuset metrów od targu. Po drodze minąłem jeszcze
wielki bilboard z rysunkiem gambijskiego żołnierza zapakowanego
w gigantyczną prezerwatywę. Żołnierz ochrania kraj, kondom
chroni żołnierza - głosił widniejący pod spodem
napis. Chociaż na tle krajów afrykańskich liczba
zarażonych wirusem HIV jest w Gambii stosunkowa niska, najwyraźniej
i tu zdecydowano się na kampanię uświadamiającą. Kiedy wreszcie odnalezłem bankomat w ścianie eleganckiego, choć skromnego budynku z powiewającą flagą
Gwinei-Bissau (oprócz banku mieści się tam również konsulat),
okazało się, że i tu nie miałem szczęścia - bankomat okazał się
nieczynny. Pozostawało mi więc szukać dalej.
Fajara i Serekunda
Transport do Serekundy zapewnił mi taki sam mikrobus, jakim jechałem wcześniej z Bandżulu.
Tym razem w kilkuminutowej podróży towarzyszyli mi Gambijczycy
powracający z zakupami z targu w Bakau. Zabrakło dla mnie miejsc
siedzących, więc całą drogę musiałem schylać pod blaszanym
dachem pojazdu. Być może jednak dzięki temu wypatrzyłem kolejny
bankomat na skraju ruchliwego skrzyżowania Badala Park Way i Kairaba
Avenue. Administracyjnie skrzyżowanie to leży w miejscowości Fajara,
jednak w zasadzie cała ta miejscowość jest tylko przedmieściem
Serekundy. W przeciwieństwie do Bakau,
zarówno w Fajarze, jak i w Serekundzie panuje nieprzyjemny
harmider - na Kairaba Avenue ani na chwilę nie ustaje ruch
uliczny - jeżdżą tędy liczne taksówki, dowożące turystów do
pensjonatów, a także samochody dostawcze zaopatrujące zlokalizowane
wzdłuż ulicy zakłady i przedsiębiorstwa. Bankomat, który udało mi
się odnaleźć, oczywiście i tym razem nie działał. Zacząłem się nawet
zastanawiać, czy nie padła przypadkiem cała sieć informatyczna
tutejszych banków, co - wziąwszy pod uwagę tutejsze warunki - nie
byłoby wcale takie nierealne. Mimo to zdecydowałem się jeszcze na
kilkukilometrowy spacer do jeszcze jednego banku w centrum
Serekundy. Po drodze mijałem szereg przydrożnych barów i
restauracji. Mieści się tu także amerykańska ambasada. Kairaba
Avenue początkowo miała być tylko szlakiem przebiegu rur
zaopatrujących Serekundę w wodę pitną. Z czasem stała się wygodnym
skrótem łączącym Fajarę z Serekundą i obecnie jest bodaj
najruchliwszą drogą w kraju. Na drugim
krańcu trasy, przy Westfield Junction w samym sercu gwarnej
Serekundy odnalazłem kolejny niesprawny bankomat. Nie miałem już
ochoty na podróż do ostatniego banku w Kololi i postanowiłem wrócić
do Bandżulu. Jeszcze tylko krótko rozejrzałem się po mieście w
okolicy skrzyżowania - tak jak na Kairaba Avenue, tak i tu panował
zgiełk i harmider. Zastanawiałem się, gdzie podziały się luksusowe
pensjonaty, jakie spodziewałem się tu zastać, ale te pewnie ukryte
są w cieniu palm gdzieś nad samym oceanem. Do Bandżulu wróciłem
mikrobusem, złapanym na Westfield Junction. Na miejscu okazało się,
że działa już bankomat, który
sprawdzałem rano. Było już jednak zbyt późno
na podróż w górę rzeki, więc odłożyłem ją
na kolejny dzień.
Przejdź do dalszego ciągu relacji z
podróży do Afryki
-->>>>>>>
|